Lyrics Skoczek Wzwyż - Marian Opania
Rozpędzam
się,
wybijam
idę
w
górę,
Poprzeczkę
strącam,
nie
wyszło,
niech
to
szlag
Te
dwa
czterdzieści
stoi
twardym
murem.
Odpadłem,
choć
niewiele
było
brak.
Tak
to
jest,
gdy
uprawia
się
sport,
Tak
to
jest,
kiedy
skacze
się
wzwyż
-
Długi
rozbieg,
wybicie
i
lot
-
Potem
całym
ciężarem
na
pysk.
Ja
się
wybijam
z
prawej,
tę
metodę
mam,
Za
ogon
złapię
sławę
i
pokażę
wam.
Niech
inni
skaczą
z
lewej,
jak
tak
dobrze
im,
Ja
się
wybijam
z
prawej,
to
mój
styl.
Rozpędzam
się,
wybicie,
idę
w
górę
-
I
znowu
spada
ta
cholerna
żerdź,
Trybuny
już
się
ze
mnie
śmieją
chórem,
A
trener
na
mnie
zawziął
się
na
śmierć:
"Z
klubu,
łajzo,
polecisz
na
łeb!
Potem
oddam
cię,
durniu,
pod
sąd.
Z
lewej
skakać
masz,
czy
chcesz,
czy
nie!
Twoja
prawa
to
gorzej,
niż
błąd".
Choć
widzę
- kiepska
sprawa,
trener
mordę
darł,
Nie
umiem
skakać
z
lewej,
choćbym
chciał.
Ta
prawa,
choć
nieprawa,
się
do
skoku
rwie,
A
lewa
mi
omdlewa.
Tak
to
jest.
Trybuny
w
śmiech,
znów
na
rozbiegu
stoję
I
prawą
nogą
lekko
macam
żwir.
Wybijam
się...
I
dwa
czterdzieści
moje!
Przeszedłem,
tego
mi
nie
weźmie
nikt.
Niech
kontuzja
w
pachwinie
mnie
rwie,
Niech
kuleją
obie
nogi
moje
dwie
Przetrzymałem
ruganie
i
śmiech,
Byłem
w
górze.
No
co?
Może
nie?
Co
z
tego,
nic
takiego,
rekordowy
miałem
skok.
Złapałem
ogon
sławy,
przytrzymałem
go.
Niech
inni
skaczą
z
lewej,
jak
im
dobrze
tak,
Ja
się
wybijam
z
prawej.
To
jest
fakt.
Attention! Feel free to leave feedback.