Wojna Totalna - Słoń , Chris Carson перевод на немецкий

Wojna Totalna

Zbrojeniowy wyścig trwa od czasu pierwszego kambru
Wszystko co żyje chce przetrwać i zdobyć więcej pokarmu
Pomału padlinożercy zamieniali się w łowców
Pierwsze wyjście z oceanu, aż po szary kres lądu

Rybie czaszki kręgowców, miliony lat ewolucji
Walka o terytorium, zwierzęcy świat jest okrutny
Nowe gatunki, jad, pancerze, szpony, kły w pyskach
Tych, co zostali bez broni, na co dzień chroni mimikra

W krawych igrzyskach najważniejszy jest instynkt
Czuły wzrok, węch i słuch, rozwijają się zmysły
Musisz być silny lub szybki, carnivore ciągnie do krwi
Matka natura się zbroi w codziennej wojnie o byt

I tutaj wchodzimy my, ubrani cali na biało
Zmieniamy stada w plemiona, pierwsze osady powstają
To trwało tysiące lat, żeby się nazwać człowiekiem
Zejście z drzewa do jaskiń, czas pierwotnych społeczeństw

Równocześnie z ciałem mózg się zmieniał
Musisz mieć broń, by w nocy cię żaden stwór nie wjebał
Nadeszło wyjście z cienia, zapanowanie nad ogniem
Wyprostowana postura w przygotowaniu na wojnę

Nim człowiek zrzucił pierwszą bombę na dom
To wszystkie pola bitew regularnie podlewał krwią
Broń się rozwija, dokładnie jak w świecie zwierząt
Od pierwszej procy, przez łuk, kuszę, po M60

Dziesiątki dekad wstecz, bitewna szarża na koniu
Dzisiaj w pociskach masz system rozszczepiania atomu
Epoki brązu, żelaza, wojny o ropę i wiarę
Ci, co wyrżnęli w pień wrogów, piszą historie o chwale

Ten wstęp pisałem, żeby nakreślić całość
Życie jest drzewem, a nasza historia to tylko gałąź
Nie wchodzę w globalną sferę, chcę się skupić na Polsce
Bo to, co widzę czasami, robi się serio za mocne

Mam dość tej wojenki, wiecznej walki kto gorszy
Widząc te brednie w TV mam chęć spalić odbiornik
Mam dość martyrologii, przeszłość jest smutna okrutnie
Więc wyciągam z niej wnioski, chcę się skupiać na jutrze

Ten burdel na Wiejskiej, pełno gówno-aferek
Te tłuste ryje w garniakach ciągle nas szczują na siebie
Mówię to z serca i szczerze, do tych po lewej i prawej
Żyjecie w tym samym kraju, chodząc po tej samej trawie

Wciąż wytrwale walczycie, Polska do tego przywykła
Lecz wciśnij na chwilę stop, bo chcę podsunąć ci przykład
Tego, że zwykła codzienność kiedyś każdego dosięgnie
Bo od kołyski do grobu, kroczysz ze śmiercią pod rękę

Na wstępie: nie wiem, kim jesteś, skąd, ani w co wierzysz
Obyś od wyra w szpitalu nigdy nie dostał odleżyn
Dla tych, z którymi los dzielisz, dużo zdrowia i hajsu
Dbaj o swe plony jak umiesz, a chwasty z pola wykarczuj

Ten ostatni rok w tańcu nie pierdolił się z nami
Rak zabrał ziomkowi ojca, mamę znajomej stres zabił
Serce się kraje i żali, a łzy na oczy się cisną
Pożar wziął ojca ziomkowi, z którym dzieliłem dzieciństwo

Więc sram na bezmyślną wojenkę tych płotek
Chcę, żeby dziecko znajomych było szczęśliwe i zdrowe
Oby ci matka i ojciec na zdrowiu nie podupadli
Żyj i daj żyć innym, na zawsze pierdol szufladki

Gdy wysyłam hajs w akcji typu zrzutka na leki
Ktoś nie ma na operację, a jego córka ma termin
Nie będę, kurwa, jak debil pytał za którą są stroną
Bo nie wiem, czy zasłużyli łaskawie na moją pomoc

Idąc tą drogą, gdyby ktoś z twoich bliskich miał problem
I ty założysz tą zbiórkę, bo w pracy zarabiasz drobne
Pamiętaj, ziombel, uważaj, bo pilnować się trzeba
Żeby ci czasem żaden żyd lub czarnuch hajsu nie przelał

Więc jebać faszyzm, rasizm, mizoginów i ORMO
Szacunek dla tych, co krew przelali za naszą wolność
Nie będę pluć na godło, ani się spinać na tęczę
Bo tak naprawdę mam gdzieś to, kto z kim chodzi za rękę

Nie będę tobą gardzić, jeśli pochodzisz za Bugu
Sam pracowałem na wyspach, by spłacić cały hajs z długów
I już mam w chuju te spory, nie jestem stroną w tej wojnie
I wiem, że w kurwę jest osób, co myślą podobnie do mnie

Mam dość tej nagonki i podsycania wciąż gniewu
Jakbyśmy wszyscy do chuja mieli za mało problemów
Rząd ci grzebie w portfelu, wyciąga macki do hajsu
Jak myślisz, skąd mają siano? No, kurwa, z naszych podatków

Niczym na tacy, bratku, niosę ci przykład
Miliardy złotych pochłania telewizja publiczna
Chuj w szpitale, hospicja, chuj w dzieci z nowotworami
Grunt, że ramówka jest fajna i będzie potąd seriali

Jak tam, mordo, się bawisz? Ja się dopiero rozkręcam
Wiesz co by nam się przydało? Jakaś domowa wojenka
Agresja rodzi agresję, przyśpieszmy datę zagłady
Chuj z szarlatanów i każdy religijny fanatyzm

Traktuję czarnych i białych, tak jak brązowych i żółtych
O ludziach świadczą ich czyny, a nie pigment ich skóry
Nie lubię ludzi pokroju agresywny kozaczek
Dam tobie tyle szacunku, ile samemu okażesz

Mam dość pizganek i łbów, co myślą, że są T-1000
Jak chcesz się ponapierdalać, to na mój koncert nie przychodź
Nie jesteś Vitor Belfort, by na bujance iść w miasto
Chłopaki z klubów sztuk walki ci to z chęcią wyjaśnią

Tym błaznom z dobrych domów, co się zachciało gangsterzyć
Wszedłeś do rapu, bo kręcą cię kosy, klamki, maczety
Ci, co faktycznie są z biedy, z ulicy chcieliby uciec
Rap może być tymi drzwiami, a ciężka harówka kluczem

Nie wszyscy z nas mieli super, każdy dźwiga swe brzemię
Nikt, kurwa, z nas się nie chce czuć jak jebany ekskrement
Obyś patrząc na siebie widział-widziała zaletę
Autoagresja to kurwa, która chce cię skaleczyć

Nie robię rapu dla dzieci, choć mnie słuchają, tak bywa
Jak jesteś jednym z nich, to skup się teraz i nie przerywaj
Pierdol Stalina, Hitlera, a ich wyznawcy to głąby
Historia uczy, że skrajność prowadzi zawsze do wojny

Wbij se do głowy, że nieraz cię serce, synek, zaboli
Więc musisz zapuścić jaja wielkości piłek plażowych
Nie wszystkie ziomy, którymi się otaczasz są spoko
Wielu dla zysku ci w dupę wejdzie niczym proktolog

Bądź zawsze sobą, a dobrym ludziom okazuj serce
Ci wartościowi zaakceptują cię jakim jesteś
I chuj w resztę, zawistne rury kłamią bez skruchy
Nie jesteś gorszy, jeśli cię nie stać na drogie ciuchy

Bawią mnie ćpuny, jak bredzą w swoich trackach o flexie
I tu nie chodzi o wiek, mordo, rozumiem koncepcję
Lecz jak zabraknie tabletek, zrobi się szaro-chujowo
Skumasz, że ten typek w lustrze od dawna nie jest już sobą

Pamiętaj, mordo, że nałóg cię przecweli na wylot
Dragi i alk mogą zmieść cię z maty, niczym Khalidov
Nie jesteś kurwa jak Migos, ukradłeś mamie trzy dyszki
Uzależnienie oprócz ciebie rani wokół twych bliskich

Więc zamknąć pizdy, tej, śmieszą mnie nadal te mrzonki
Groupies odejdą razem z hypem, a kasa się skończy
Więc otwórz oczy, żebyś nie kimał w bramie bez forsy
Obyś krzyż na banknotach zamieniał sprawnie w trójkąty, kumasz?

Wszyscy toczymy wojny, codzienne bitwy
O przyjaźń, o związki, o szacunek, o bliskich
Cały czas ten sam instynkt pomaga nam przetrwać
Mimo, że nie żyjesz w dziczy, to gdzieś się czai drapieżca

Doceniam to, co mam i tych, którzy są obok
Mógłbym gdzieś teraz gnić pod mostem lub walczyć z chorobą
Pozdrawiam tych, co co noc kładą się do łóżka z myślą
Że jutro może być dzień, gdy stracą, kurwa, wszystko

Dedykuję to ministrom, premierom, prezydentom
Mnie naprawdę chuj obchodzi, która świnia dzierży berło
Macie dbać o społeczeństwo, a nie wsadzać kij w mrowisko
Gardzę wycieraniem gęby godłem, śliska dziwko

Gardzę pedofilią, oby wchłonął was ogień
Gardzę broniącymi pedo, co się zasłaniają Bogiem
To jest chore, sądy powinny skazać was w moment
Gdyby na Ziemię zszedł Chrystus, to sam by mieszał was z błotem

Gardzę każdym jełopem nie szanującym dziewczyn
Gardzę każdą idiotką nie szanującą mężczyzn
Gardzę tymi, którzy czują się od wszystkich lepsi
Nagrywam rap dla miastowych i dla tych, co są ze wsi

Dość bredni skrajnych środowisk po obu stronach
Macie klapki na oczach, a wszędzie szukacie wroga
Moim domem jest Polska, a nie walczące obozy
Chcę, żeby orzeł reprezentował wolność, dobrobyt

Nie muszę mieć złotej wanny, złoty sracz też pominę
Chcę, by mój hajs z podatków trafiał tam, gdzie powinien
Chcę móc zapewnić rodzinie ochronę zdrowia i standard
Który nie przypomina życia tuczników w klatkach

Chcę, by każda kobieta miała swobodną decyzję
Na temat swojego ciała, bez oceniania, bez ciśnień
Rząd niby chroni tak życie, lecz tak naprawdę ma gdzieś to
Że po przyjściu na świat trafisz do kibla jak śmieć

Jeśli ta treść cię obraża, po prostu wciśnij unfollow
Bo jeszcze nieraz cię, słonko, moje poglądy zabolą
Zostaw pod spodem komentarz, jak bardzo się mną zawiodłeś
Sekundę po przeczytaniu tego o tobie zapomnę

I mam w pompie tę wojnę, znów to powtórzę, dociera?
Podczas gdy wy się kłócicie, oni się klepią po plecach
Więc jak życzysz mi śmierci i się niezdrowo podniecasz
Życzę, by spadł ci na starość w środku pustyni fortepian

Każdy szczeniak czuje się tu bezpiecznie
Jesteśmy ponad podziałem, zanotuj sobie ten werset
Czuję awersję do głupców, a jest ich tu pełno
Pierdolę prowokatorów i atencyjne kurestwo

Jak to słyszysz, koleżko, i nagle bardzo żałujesz
Że logo BDF masz wytatuowane na skórze
Podsunę ci rozwiązanie, pójdzie w chuj łatwo, zobaczysz
Usuń w domu te dziary jebaną tarką do warzyw

To dla normalnych, bez skrajnie idiotycznych poglądów
Dziękuję wam z całego serca za wspólną podróż
Wszystkiego dobrego, ziomuś, naciskam wreszcie stop
Pozdrawia, Wasz niżej podpisany
Brain Dead Słoń

Cmok, kurwa, buziaczki, nara

Totaler Krieg

Das Wettrüsten dauert seit dem ersten Kambrium an
Alles Lebendige will überleben und mehr Nahrung finden
Langsam verwandelten sich Aasfresser in Jäger
Erster Ausstieg aus dem Ozean, bis zum grauen Ende des Lands

Fischschädel der Wirbeltiere, Millionen Jahre Evolution
Kampf um Territorium, die Tierwelt ist grausam
Neue Arten, Gift, Panzer, Krallen, Zähne in Schnauzen
Diejenigen ohne Waffen schützt täglich die Mimikry

In blutigen Spielen zählt am meisten der Instinkt
Scharfes Sehen, Riechen, Hören, Sinne entwickeln sich
Du musst stark oder schnell sein, Carnivore zieht es zum Blut
Mutter Natur rüstet auf im täglichen Kampf ums Dasein

Und hier kommen wir ins Spiel, ganz in Weiß gekleidet
Verwandeln Herden in Stämme, erste Siedlungen entstehen
Es dauerte Tausende Jahre, um Mensch genannt zu werden
Vom Baum in Höhlen, Zeit der primitiven Gesellschaften

Gleichzeitig änderte sich das Gehirn mit dem Körper
Du brauchst eine Waffe, dass nachts kein Vieh dich fickt
Der Schrittaustritt kam, Beherrschung des Feuers
Aufrechte Haltung im Vorfeld zum Krieg

Bevor der Mensch die erste Bombe auf ein Haus warf
Tränkte alle Schlachtfelder regelmäßig mit Blut
Waffen entwickeln sich genau wie in der Tierwelt
Von der ersten Schleuder über Bogen, Armbrust bis zum M60

Dutzende Jahrzehnte zurück, Schlachten-Ansturm auf Pferd
Heute steckt in Geschossen das Atomschlag-System
Epochen aus Bronze, Eisen, Kriege um Öl und Glauben
Diejenigen, die Feinde auslöschten, schreiben Geschichte voller Ruhm

Diese Einleitung schrieb ich, das Ganze darzulegen
Leben ist ein Baum, unsere Geschichte nur ein Ast
Ich geh nicht global, will mich auf Polen konzentrieren
Denn was ich manchmal sehe, wird echt zu krass

Ich hab die Schnauze voll vom Kleinkrieg, ewigen Streit wer schlechter
Seh ich den Mist im TV, brennt mir der Bildschirm unter Fingern
Hab genug von Martyrologie, Vergangenheit ist traurig, grausam
Also zieh ich Schlüsse draus, will auf morgen mich konzentrieren

Das Chaos in der Wiejska, voller Scheiß-Affären
Diej fetten Fressen in Anzügen, die uns gegeneinander hetzen
Sag ich von Herzen, ehrlich, zu denen links und rechts
Ihr lebt im selben Land, geht auf demselben Rasen

Ihr kämpft weiter hart, Polen ist das gewohnt
Doch drück mal kurz auf Stop, denn ich will dir ein Beispiel geben
Dass dich gewöhnlicher Alltag irgendwann einholt
Denn von der Wiege bis zum Grab gehst Du mit dem Tod Arm in Arm

Vorweg: Ich weiß nicht wer du bist, woher, woran glaubst
Mögest du wundliegend im Krankenhausbett nie bekommen
Denen, mit denen du Los teilst, viel Gesundheit und Kohle
Sorg für deine Erträge wie du kannst, Unkraut ausrotten vom Feld

Das letzte Jahr hat sich beim Tanzen nicht mit uns verarscht
Krebs nahm dem Kumpel den Vater, den Stress die Mutter einer Bekannten
Das Herz zerbricht und klagt, Tränen drängen auf die Augen
Feuer nahm dem Kumpel den Vater, mit dem ich Kindheit teilte

Also scheiß ich auf den dummen Kleinkrieg dieser Heinis
Will, dass das Kind der Bekannten gesund und glücklich ist
Eltern sollen gesundheitlich nicht schwächeln, sollten sie deine
Lebe und lass andere leben, schubladieren schlag dir ab

Wenn ich Geld schick in Aktionen wie Spendenfonds für Medizin
Jemand hat nicht für die OP, seine Tochter hat Frist
Ich werd verdammt nicht wie ein Depp fragen, für welche Seite
Ich weiß nicht, ob sie meine Hilfe gnädigerweise verdient hätten

Geh ich diesen Weg, sollte jemand von deinen Nächsten Probleme haben
Und du legst die Sammlung an, denn dein Lohn ist schmal
Denk dran, Alter, pass auf, kannst dich nicht absichern ja
Damit dir kein Jude oder Nigger versehentlich Geld nicht überweist

Darum fickt den Faschismus, Rassismus, Frauenhasser und ORMO
Respekt für die, die Blut vergossen für Freiheit, unsre
Ich werd aufs Wappen nicht spucken, mich nicht über den Regenbogen aufregen
Denn eigentlich ist mir egal, wer mit wem Händchen hält

Ich werd dich nicht verachten, kommst du hinterm Bug her
Hab selbst auf den Inseln gearbeitet, um Schulden abzubezahlen
Der Streit ist mir schon längst egal, nehme keine Seite im Krieg hier
Und denk dran, in verdammt sind viele, die wie ich ähnlich denken

Ich hab die Schnauze voll von der Hetze und vom Kippen des Zorns
Als hätten wir alle nach Arsch zu wenige Probleme
Die Regierung wühlt in deinem Portemonnaie, streckt Fangarme nach Kohle
Wenn du denkst, woher haben die Geld? Na, verdammt, von unsren Steuern

Auf dem Präsentierteller, Alter, bring ich dir das Beispiel
Mrd. Złoty verschlingt öffentliches Fernsehen
Scheiß auf Krankenhäuser, Hospize, scheiß auf Kinder mit Tumoren
Hauptsache, das Programm ist cool und es werden weiter Serien

Na wie schmeißt man sich, Alter? Ich komm erst in Schwung
Weißt du, was uns guttäte? Ein kleiner Heim-Kriegchen
Aggression zeugt Aggression, datieren wir den Untergang vor
Fick Scharlatane und jeden religiösen Fanatismus!

Ich behandel Schwarze und Weiße wie Braune und Gelbe
Die Taten sprechen über Menschen, nicht das Pigment auf Haut
Menschen vom Typ aggressiver Kleinmacho gehen mir gegen den Strich
Ich geb dir Respekt den ich auch selbst erhalte beizeiten

Ich hab die Schnauze voll von Geplänkel und Köpfen, die T-1000 sich glauben
Willst du dich schlagen, dann komm nicht zu meinen Konzerten
Bist kein Vitor Belfort auf Eisdielen-Gang durch die Stadt
Kampfsportklubjungs erklärn dir das sicher gern

Den Kaspern aus gutem Haus, die Gangster sein wollten
Kamst du zum Rap, weil Sicheln, Türklinken, Macheten dich trieben
Die wirklich aus Armut sind, wollen der Straße entfliehen
Rap kann das Tor sein, harte Arbeit der Schlüssel fürs Schieben

Nicht alle hatten es super, jeder trägt Last eigenheimisch
Keiner verdammt von uns will sich wie ein Dreckswurst sich wähnen
Du schaust dich an und siehst irgendwas Gutes dann hoffentlich
Selbstverletzung, ist verdammt—soll dich verletzen

Ich mach Rap nicht für Kinder, doch hören sie mich manchmal
Wenn du eins von ihnen bist, konzentrier dich heiter, nicht stören
Fick Stalin, Hitler, ihre Anhänger sind Dummköpfe
Die Geschichte lehrt: Extreme führen immermal zum Krieg

Präg dir ein, dass dein Herz manchmal weh tut, mein Sohn
Also lassen muss Eier du wachsen groß wie Strandbälle
Nicht alle Kumpels, mit denen du dich umgibst sind korrekt
Viele steigen dir arschlings wie der Proktologe nur für Profit

Sei immer du selbst, und guten Menschen zeige Herz
Die Wertvollen akzeptieren dich so, wie du eben bist
Und scheiß auf all die Neidigen, die lügen ohne Reue
Bist nicht schlechter, wenn dus nicht vermagst, dir teure Kleider kaufen

Amüsant sind Junkies, wenn sie in Tracks über Flex faseln
Aber geh nicht ums Alter, Alter, ich versteh das Konzept wohl
Doch gehen Tabletten aus, wird’s grau-scheiße somit
Siehst du der Typ im Spiegel wurde schon längst nicht mehr benutzt das

Denk immer, Alter, die Sucht fickt dich komplett aufs Krasseste
Drogen und Alkohol können dich vom Plafond holen wie Khalidov
Bist verdammt nicht Migos, drei Scheiben von Mama gestohlen
Sucht verletzt außer dir auch die um dich lieben ganz herzlich

Also halt die Piepe, ey, amüsant diese Träume mir bleiben
Groupies gehen mit dem Hype, und verdammt das Geld wird dann ausgehen
Also mach die Augen auf, damit du nicht penntest im Tor obdachlos
Mögest du Kreuze im Schein korrekt in Dreiecke tauschen, kapiert?

Wir führen alle Kriege, tägliche Schlachten
Um Freundschaft, Beziehungen, Respekt, um Nahestehende
Die ganze Zeit der gleiche Instinkt hilt das zu überstehen
Obwohl du nicht lebst im Dschungel, lauert, ein Raubtier, wo ist es

Ich schätze was ich hab und die neben mit
Könnt irgendwo verotten jetzt unterm Brückenschutz oder mit Krankheit kämpfen
Grüße die, die sich jeden Abend ins Bett legen mit dem Gedanken
Dass morgen der Tag sein könnte, an dem sie alles, verdammt, verlieren

Widme das den Ministern, Premieren, Präsidenten
Mich interessiert nichts, Ferkel, wer grad das Zepter da hält
Ihr sollt auf Gesellschaft achten, NICHT den Stock ins Wespennest stoßen
Ich verachte Wappen-Schönrednerei, Schlampe du gleitende

Ich verachte Pädophilie, möge das Feuer euch schlucken
Ich verachte die Pädoschützer, die sich mittels Gott verteidigen
Das ist pervers, Gerichte sollten euch im Nu verurteilen
Würde Christus auf Erde kommen, selbst mischt er euch mit Dreck ein

Ich verachte jeden Dummkopf, der Mädchen nicht achtet!
Ich verachte jedes idiotische Weib, das Männer nicht achtet!
Ich verachte die, die sich besser fühlen als alle anderen!
Aufnehm Rap für Stadtmenschen und die von Dörfern

Genug Schwachsinn von Randgruppen zu beiden dieser Seiten
Ihr habt Scheuklappen auf und sucht überall nach Feinden
Mein Zuhause ist Polen nicht Streitparteien
Ich will dass Freiheit der Adler vertritt, Wohlstand

Brauche keine goldene Wanne, goldene Schüssel ausgenommen
Ich will, dass mein Steuergeld dort landet, WO ES DIR ZUKOMMT
Ich will Familiengesundheit sicherstellen und Standard
Die nicht dem Leben von Mastschweinen in Käfigen ähneln

Ich will, dass jede Frau eine freie Entscheidung hat
Über ihren Körper, ohne Bewertung, ohne Druck
Der Staat gibt vor, Leben zu schützen, doch WIRKLICH IST IHM GLEICH
Dass du nach der Geburt im Kübel landest als Müll

Wenn der Text dich stört, drück unfollow einfach
Denn noch leicht erkranken dich, Kleines, meine Ansichten bös gar
Lass Kommentar unten, wie sehr ich dich habe enttäuscht
Die Sekunde nach dem Lesen word ich dich für IMMER VERGESSEN HAB

Und der Krieg ist mir gleich, muss ich wiederholen, kannst du hören?
Während ihr euch streitet, klopft man sich vernichternis auf Rücken
So wünschst du mir Tod und zuckst schon längst krankhaftig
Wünsch dir fürs Alter dass Flügel auf den Kopf einer dir verdammten Wüste fällt

Jedes Flennkind fühlt sich hier behütet
Wir sind höher als Trennung, merk dir diesen Vers
Empfinde Abneigung zu Trotteln, voll hier sind sie ja
Provokateuren und Huren-showgeilen arsch ich

Wenn es zu hören ist, Freundchen, und sehr du dann wirklich bereust
Dass Logo BDF als Tattoo trägst auf Haut
Zeig ich Lösungsweg, geht einfach verdammt, wirst sehen
Entfern Haus-gemacht Tätowierungen mit Reibe für Gemüse aus

Das ist für Normale, mit nicht-dummen Ansichten auch krass
Dank euch von ganzem Herzen für gemeinsame Reise
Alles Gute mein Freund, geh endlich drauf auf Stop
Es grüßt euer unten genanntes
Gehirntoter Elefant

Hack, verdammt, Schmutzlippenmöchtegern, tschüss