Lyrics Miejsce W Oparach Absurdu - Onar
Ej,
ah,
ah
Wiesz,
wciągam
to
do
płuc
i
mielę,
i
mielę,
mielę
go
Jak
pierwszy
szlug
i
mielę,
i
mielę,
i
mielę,
mielę
go
Jest
wiele
dróg,
ale
nie
wiele,
nie
wiele,
nie
wiele
chcą
Ci,
którzy
się
na
prawdę
nim
nie
sztachnęli
Wiesz,
wciągam
to
do
płuc
i
mielę,
i
mielę,
mielę
go
Jak
pierwszy
szlug
i
mielę,
i
mielę,
i
mielę,
mielę
go
Jest
wiele
dróg,
ale
nie
wiele,
nie
wiele,
nie
wiele
chcą
Ci,
którzy
przez
miasto
nie
przeszli,
tylko
przebiegli
Zapach
miasta
ciągle
w
korkach,
tak
pachną
kłopoty
Smażone
kurczaki
z
KFC,
plus
papierosy
Plus
jej
lakier,
i
włosy,
i
balsam
do
ciała
Plus
spaliny
na
ulicach
dziurawych,
Warszawa
Ktoś
wpierdala
kebaba
i
śmierdzi
czosnkiem
obok
Bezdomne
dziecko
siedzi
z
klejem
i
workiem
Jakiś
pijak
z
gitarą
gra
melodie
rzewne
Ma
więcej
talentu
niż
ci
z
Must
Be
The
Music,
to
pewne
Banda
studentów
biegnie
na
poprawkę
Tamtemu
umarła
żona,
wali
wódę
o
dwunastej
Dzień
w
dzień
już
nie
ma
kaca,
taka
kara
Tak
jak
dziwki,
która
jest
w
ciąży
i
cały
czas
zarabia
Taryfiarze
robią
wałki
pod
lotniskiem,
na
centralnym
Chińskie
budy,
obce
blachy,
tu
hustlerzy
i
banany
Ja
to
chłonę
wszystko
przez
skórę,
przez
płuca
To
jest
chore,
w
oparach
absurdów
oddycham
Wiesz,
wciągam
to
do
płuc
i
mielę,
i
mielę,
mielę
go
Jak
pierwszy
szlug
i
mielę,
i
mielę,
i
mielę,
mielę
go
Jest
wiele
dróg,
ale
nie
wiele,
nie
wiele,
nie
wiele
chcą
Ci,
którzy
się
na
prawdę
nim
nie
sztachnęli
Wiesz,
wciągam
to
do
płuc
i
mielę,
i
mielę,
mielę
go
Jak
pierwszy
szlug
i
mielę,
i
mielę,
i
mielę,
mielę
go
Jest
wiele
dróg,
ale
nie
wiele,
nie
wiele,
nie
wiele
chcą
Ci,
którzy
przez
miasto
nie
przeszli,
tylko
przebiegli
Piję
wyciskany
sok,
patrząc
na
bezdomnych
Ulica
to
ich
dom,
na
pewno
nie
wymarzony
Gdzie
popełnili
błąd,
pewnie
myślą
często
o
tym
Każdy
drżącą
dłoń
wyciąga
po
parę
złotych
Życie
wysyła
na
front,
nie
daje
żadnej
broni
Gonią
wymarzony
ląd,
lecz
nie
każdy
go
dogoni
Wielu
miało
boski
plan,
znam
te
historie
Przez
tydzień
mieli
szmal,
dziś
całe
życie
mają
w
torbie
Ja
tutaj
żyję,
na
płytach
daję
miasta
portret
W
oparach
absurdu,
od
tego
gówna
mam
odme
Jedni
umierają
młodo,
w
walce
o
życie
godne
Inni
na
osiemnastkę
od
ojca
dostają
Porsche
Tym
drugim
nie
zazdroszczę,
tym
pierwszym
dopinguje
To
co
zdobyte
pracą
cieszy
sto
razy
dłużej
Kogo
budzą
koszmary,
a
kto
spełnia
swój
sen
Życzę
spokojnej
nocy,
kłaniam
się
z
miasta
P
do
N
Wiesz,
wciągam
to
do
płuc
i
mielę,
i
mielę,
mielę
go
Jak
pierwszy
szlug
i
mielę,
i
mielę,
i
mielę,
mielę
go
Jest
wiele
dróg,
ale
nie
wiele,
nie
wiele,
nie
wiele
chcą
Ci,
którzy
się
na
prawdę
nim
nie
sztachnęli
Wiesz,
wciągam
to
do
płuc
i
mielę,
i
mielę,
mielę
go
Jak
pierwszy
szlug
i
mielę,
i
mielę,
i
mielę,
mielę
go
Jest
wiele
dróg,
ale
nie
wiele,
nie
wiele,
nie
wiele
chcą
Ci,
którzy
przez
miasto
nie
przeszli,
tylko
przebiegli
Wczoraj
oglądałem
zdjęcia,
brat
Nic
już
nie
jest
tak
prawdziwe
jak
te
zdjęcia,
a
Tamte
miejsca
patrz,
bloki
miały
inny
kolor
I
nie
było
tutaj
fałszu,
bo
nikt
nie
wiedział
co
to
Za
każdym
razem
kiedy
wracam
do
tych
wspomnień
Mogę
je
poczuć
ale
nigdy
już
nie
dotknę
Mogę
w
minutę
dotrzeć
na
starą
dzielnię
Ale
już
trudniej
będzie
dostrzec
w
niej
stary
teren
Więcej
nie
zobaczę
tych
dziecięcych
twarzy
Które
mogły
zrobić
wszytko,
dziś
nawet
nie
chcą
marzyć
Kto
jest
twoim
przyjacielem?
Ten
kto
bierze
z
tobą
Czy
ten,
z
którym
miałeś
kwas
bo
cię
chciał
odciągnąć?
Zrobiliśmy
kilka
tatuaży
na
tych
blokach
Nie,
że
jakieś
tagi
ale
zostawiliśmy
imiona
Wiele
pojęć,
niezrozumiałych
ruchów
odpycha
To
jest
chore,
w
oparach
absurdu
oddycham
Attention! Feel free to leave feedback.