Lyrics Byle Co - Pavulo
Pamiętam,
jak
w
tamtą
niedzielę
przy
kawie
Babcia
wspominała
wojnę
Mówiła
o
świecie,
którego
nie
poznamy
z
książek
Że
jest
wygodnie
Teraz,
tutaj,
dzisiaj,
zawsze
- wszystko
masz
pod
ręką
Bomby
nie
spadają
a
Ci
ciągle,
kurwa,
kiepsko
Jak
lufa
przy
skroni
była,
nikt
nie
oderwał
Zgadnij,
co
zostało
w
łapie
A
widziałem
elegancję
w
swym
niedoszłym
końcu
Bo
w
muszce
się
czułem
poważnie
Trochę
mnie
wkurwiał
brak
siły
sprawczej,
teraz
to
bardziej
Przebicia,
typie
Zawsze
szukałem,
jak
robić
inaczej
A
wynaleźć
koło
to
jak
wydać
płytę
Nie
grało
tu
nic,
mnie
szukał
na
mapie
trzy
dni
raz
kumpel
To
moje
zadupie,
u
Boga
za
piecem
- na
węgiel,
który
zakupię
Nie
wchodzę
na
scenę,
bo
wstydliwy
jestem
Że
brzmię
lipnie
z
autotunem
A
sceny
nie
zmienię,
to
koncert
życzeń,
co
nie
znaczy
że
bilet
kupię
Staram
się
wyostrzyć
wzrok,
lecz
widzę
czarne
kwadraty
Siódmy
rok
pruję
żyły
za
jeden
udany
Więc
nie
dziw
się
że
serce
krwawi
Tak
dobry
rok,
lecz
cena
zła,
co
przyszło
komuś
zapłacić
A
ja
tylko
chodzę
i
płaczę
(i
płaczę
i
płaczę
i
płaczę)
na
raty
Nie
mamy
już
wojny
innej
niż
na
pieniądz
Prowadzić
ją
to
jak
brać
dragi
A
ludzie
nie
wierzą
że
gruby
portfel
opiera
się
na
stu
bogatszych
Znam
tysiąc
sposobów,
jak
stworzyć
byle
co
Więc
dobrze
współczesną
scenę
A
ludzie
słuchają
i
myślą
"byle
co",
pod
prysznicem
nucąc
refren
Pamiętam,
jak
w
tamtą
niedzielę
przy
kawie
Babcia
wspominała
wojnę
Mówiła
o
świecie,
którego
nie
poznamy
z
książek
Że
jest
wygodnie
Teraz,
tutaj,
dzisiaj,
zawsze
- wszystko
masz
pod
ręką
Bomby
nie
spadają
a
Ci
ciągle,
kurwa,
kiepsko
Da
ulgę
na
chwilę
byle
co,
szukać
więcej
to
błąd
Chociaż
ten
dobry
na
kolanach
nie
uważa
tak
Wyceluj
broń,
w
niego,
nie
w
siebie,
on
musi
stąd
Odejść
- nie
ma
nic
już
do
zaoferowania
Da
ulgę
na
chwilę
byle
co,
szukać
więcej
to
błąd
Chociaż
ten
dobry
na
kolanach
nie
uważa
tak
Wyceluj
broń,
w
niego,
nie
w
siebie,
on
musi
stąd
Odejść
- nie
ma
nic
już
do
zaoferowania
Jednego
z
nas
nie
usłyszysz,
ale
to
żołnierz
znany
dla
bliskich
Tu
każdy
coś
wnosi,
nawet
jak
wynosi
z
tego
jedynie
pociski
Zawsze
widziałem
najgłupszą
opinię
Z
morza
pochlebnych
wyławiałem
"leszczu"
W
jednostkach
czasu
to
w
chuj
dużo
minie
Zanim
się
dystans
wyrobi
do
tego
Każdą
sekundę
tu
słyszysz,
miejsce,
zapłaciłem
za
to
frycowe
A
mówiłem,
stary
że
jak
będzie
kryzys,
to
największe
działa
wytoczę
Oni
bawili
się
dobrze,
ja
mało
się
bawię
Choć
życie
pobawi
się
z
nami
dopiero
Te
same
pytania,
czy
kiedyś
zmądrzeję
Już
odpowiadałem,
że
przeszło
Kłamstwo
z
kłamstwa
jak
kolega
z
pracy
Kłamiemy
strasznie,
gdy
nam
czegoś
szkoda
Nic
do
dodania,
jedyny
plus
- po
którymś
razie
to
spływa
po
nas
Dziwne
spojrzenia
i
delegacje,
wchodzi
ochota
by
głębiej
kopać
Ciebie
kobieta
nazywa
baranem,
a
jak
drążysz
temat
Nie
mówi
o
rogach?
Pamiętam,
jak
w
tamtą
niedzielę
przy
kawie
Babcia
wspominała
wojnę
Mówiła,
że
każdy
ma
wybór,
czy
niesie
i
po
co
- ogień
Ciągle
w
głowie
mam
bój,
nie
o
cel,
on
był
jasny
zawsze
Postaw
w
ringu
fałsz
i
prawdę
Od
lat
walczy
jedno
z
drugim
- jak
zwykle
o
władzę
Pamiętam,
jak
w
tamtą
niedzielę
przy
kawie
Babcia
wspominała
wojnę
Mówiła
o
świecie,
którego
nie
poznamy
z
książek
Że
jest
wygodnie
Teraz,
tutaj,
dzisiaj,
zawsze
- wszystko
masz
pod
ręką
Bomby
nie
spadają
a
Ci
ciągle,
kurwa,
kiepsko
Da
ulgę
na
chwilę
byle
co,
szukać
więcej
to
błąd
Chociaż
ten
dobry
na
kolanach
nie
uważa
tak
Wyceluj
broń,
w
niego,
nie
w
siebie,
on
musi
stąd
Odejść
- nie
ma
nic
już
do
zaoferowania
Da
ulgę
na
chwilę
byle
co,
szukać
więcej
to
błąd
Chociaż
ten
dobry
na
kolanach
nie
uważa
tak
Wyceluj
broń,
w
niego,
nie
w
siebie,
on
musi
stąd
Odejść
- nie
ma
nic
już
do
zaoferowania
Attention! Feel free to leave feedback.