Lyrics Abrakadabra - Rogal DDL
Wielu
raperów
mnie
tutaj
nie
trawi
(o
nie,
nie,
nie)
I
vice
versa
pompuje
karabin
(o
nie,
nie,
nie)
Dresowy
look
to
pies
na
baby,
i
magnes
na
bravy,
i
bez
obawy
Lewa
strona
Warszawy,
tu
mamy
swe
bazy,
już
nic
nie
poradzisz
Skąd
ty
pobierasz
te
puste
frazy?
(Akysz)
Wersy
jak
błazy,
sram
w
bohomazy
(hatysz)
Nie
zdałem
z
trzeciej
do
czwartej
klasy
(wow)
We
podstawowej,
gdyby
ktoś
pytał
(wrapyn)
Lubię
se
pachnieć
drogim
perfumem
(psik)
Gdy
mówię
diabłem
to
NWS
wokale
tu
pewnie
wrzucił
na
pitch
(Hey,
bitch!)
Wpadają
kartony,
mam
kwaśny
trip
Ty
i
twój
rap,
już
najwyższy
czas
odpalać
znicz
Buduję
napięcie
jak
thriller,
obraz
przecinam
jak
krokodyle
Rapowym
sztosom
czoła
chyle,
masz
butelkę,
wychylyle
Potem
odkurzę,
żeby
nie
było,
że
kurwa
brudas
Zanim
wrota
otwieram,
najpierw
sobie
zaglądnę
przez
judasz
Nie
swędzi
mnie
kutas
na
cudze
baby,
ty
skumaj
tą
czacze
Czy
jak
wychodzi
sama
ma
aktywowany
tryb
"nie
rucha
się"
Może
cię
kocha
to
pierwsze,
druga
w
kolejce
jest
zdrada
W
tej
sytuacji
wypierdol
ją
za
drzwi,
przybijam
tę
radę
Abrakadabra,
to
spada
na
bloki
Włączam
mikrofon,
bit
puszcza
soki
I
wielu
raperów
mnie
za
to
nie
trawi
I
vice
versa,
jeb,
jeb,
jeb
Ten
jebany
styl
cię
przerośnie,
była
to
tylko
tu
kwestia
momentu
Odbarwiam
tą
tęczę,
jak
monochrom
zdjęcie
Ej,
uno
momento,
wciąż
mori
memento
O
glorie,
zwycięstwo,
i
gardzę
twą
klęską
Dzwoni
mi
kosa,
XL
voyager
od
ColdSteel,
halo
Z
przeciwnej,
pod
klatką,
tu
z
nienawiścią
krew
rozlewają
Zmieniają
kwadraty,
lokacje,
tak
jak
przekierop
połączenia
Czujesz
uliczną
tonację,
to
bez
znaczenia
Czujesz
lyriczną
wariacje,
czy
jesteś
tak
serio,
że
aż
cię
tu
nie
ma?
Ja
ledwo
wyprzedzam
inflacje,
bo
w
trybie
pilnym
przepalam
temat
Marzą
wakacje
kurwy
w
Bangkoku,
jacuzzi
na
piętrze
I
kurwa
to
śmieszne,
mam
minus
na
wiecznej
Polska,
Amsterdam,
grubszy
mam
kurwa
tutaj
niż
tam
Gdy
więcej
jaram,
czyściej
oddycham
i
lepiej
sypiam
Choć
kurewsko
ciężko
zrobić
ten
jebany
pierwszy
w
tył
Dzisiaj
dobrze
się
bawisz,
to
wszystko
przed
tobą,
na
razie
masz
chill
Lecz
życie
nie
film,
tu
wszystko
jest
real,
wierci
jak
drill,
ten
rap
głodny
wilk
(auuu)
Lecz
życie
nie
film,
Requiem
dla
snu,
Trainspotting
Abrakadabra,
to
spada
na
bloki
Włączam
mikrofon,
bit
puszcza
soki
I
wielu
raperów
mnie
za
to
nie
trawi
I
vice
versa,
jeb,
jeb,
jeb
Niejedna
tu
wypnie
poślady,
tylko
dlatego,
że
ktoś
jest
raperem
Potem
jej
przykro,
bo
numer
z
pizdy
wpisuje
w
tele
Trele-morele,
fejm
dojebany,
wywiady,
flesze,
czerwone
dywany
Ja
czekam
na
wiosnę,
patrole
gubię
między
blokami
Chowały
Bielany,
dzisiaj
Ursynów
i
styropiany
Na
elewacji,
ale
beton
to
beton
i
nie
czuję
zmiany
Non
stop
w
objęciach
kamer,
każdy
SMS
rejestrowany
Super
masz
kurwa
abonament,
gratis
jesteś
inwigilowany
Bilbordy,
reklamy,
i
bądź
tu
kurwa
od
tego
odcięty
Niejeden
się
wkręcił
tak
mocno,
że
mógłby
reklamować
śrubokręty
Ej,
uno
momento,
toż
to
trapowe
tempo
Kurwa,
awaria,
error,
lecę
jak
w
95
(joł)
Czasem,
żeby
tu
wygrać
najpierw
trzeba
przyjebać
Wolę
w
pysk
sobie
powiedzieć,
niż
tak
jak
chorągiewa
Falować
na
wietrze,
jebać,
jebać,
kurwa
mać,
nic
się
nie
bać
Własne
zdanie
to
własne
zdanie,
nie
pozwól
go
sobie
im
zajebać
Abrakadabra,
to
spada
na
bloki
Włączam
mikrofon,
bit
puszcza
soki
I
wielu
raperów
mnie
za
to
nie
trawi
I
vice
versa,
jeb,
jeb,
jeb
Abrakadabra,
to
spada
na
bloki
Włączam
mikrofon,
bit
puszcza
soki
I
wielu
raperów
mnie
za
to
nie
trawi
I
vice
versa,
jeb,
jeb,
jeb
Attention! Feel free to leave feedback.