Lyrics Zdrajca - Kali
Znali
się
od
małolata,
on
ciągle
za
nią
latał
Żywiła
go
uczuciem,
lecz
nie
trawił
go
jej
tata
Niedostępna
jak
śnieg
tego
lata
Padał
deszcz
gdy
kłamała,
że
kocha
go
jak
brata
Niespełniona
miłość
w
jego
oczu
toni
Słona
przelana
kropla
pocałunkiem
dla
jej
dłoni
Zrozumiała,
że
nie
umie
się
już
bronić
Oddali
się
sobie
pośród
suchej
trawy
woni
Kogo
ta
miłość
obchodzi?
Tylko
ciebie
i
mnie
Nuciła
pod
nosem
pakując
walizkę
On
czekał
już
na
dworcu,
w
jedną
stronę
bilet
Bo
za
chwilę
uciekną
stąd
jak
najdalej
byle
On
nie
miał
nic,
ona
zostawiła
wszystko
w
tyle
Czekała
na
te
chwile
słodkie
jak
daktyle
Zakochani
aż
po
kres,
powiedz,
czy
już
wiesz
kogo
ta
miłość
zabije
"Póki
żyję
na
zawsze
tylko
twój"
Szeptał
czule
jej
do
ucha,
ale
czy
to
czuł
Ona
wniebowzięta
w
błękitnej
sukience
Czuła,
że
to
ten,
jemu
odda
nawet
serce
Splecione
ręce,
spokój,
dom,
rodzina
Dają
sobie
radę,
ona
marzy
dać
mu
syna
On
ma
tego
dość,
on
tego
nie
wytrzyma
Bo
ciągnie
go
ulica,
kusi
go
inna
dziewczyna
Samotne
wieczory,
ból
na
twarzy
w
oknie
Błękitna
sukienka
raz
po
raz
słono
moknie
Przecież
obiecał
jej,
ale
kiedyś
z
rana
Gdy
wróciła
po
klucze
on
za
inną
klęczał
na
kolanach
To
koniec,
to
tragedia,
to
dramat
Boże
wybacz
mi,
wyszlochała
kiedy
stała
nad
przepaścią
Spadający
liść,
dryfujący
w
otchłań
aby
na
wieki
zasnąć
Znali
się
od
małolata,
oboje
głodni
świata
Co
by
się
nie
działo
będziesz
mieć
we
mnie
brata
Klnę
się
na
te
krople
krwi
i
dłoń
do
dłoni
Ja
i
ty
towarzyszu
broni
Uderzyli
w
miasto
gdzie
światła
nie
gasną
Na
pełnej
kurwie
niedopuszczalne
fiasco
Ostrzy
jak
tabasco,
cięli
jak
nóż
masło
Czy
już
wiesz
który
z
nich
jak
Doni
Brasco
Póki
co
ciągle
razem
ramie
w
ramie
Lajla
lajla
Jumanie
spierdalanie
Siupanie
i
bakanie
Kiranie
i
jebanie
Szampanem
polewane
na
żetony
panie
Zdali
sobie
sprawę,
że
to
już
nie
małolaci
Szacunek,
poważanie,
na
ulicy
kumaci
Wielka
siła
w
oczach
tych
dwojga
braci
Ta
sama
siła
już
wkrótce
ich
zatraci
Zaczęli
lecieć
troszkę
za
ostro
Nie
chcieli
liczyć
z
lokalną
cosanostrą
Kosy
się
ostrzą,
przeładowują
gnaty
Płytki
dół
czeka
zimny
jak
Apallachy
Strachy
na
lachy
niech
się
bratku
pierdolą
Jeszcze
się
okaże
kto
dojedzie
kogo
W
drodze
do
dziupli,
gdy
pchali
to
co
łupli
Natrafili
na
obławę
policyjnych
trutni
Spojrzał
na
brata,
który
u
jego
boku
Chciał
odnaleźć
spokój,
ale
przeraziła
go
pewność
w
oku
Psy
wokół,
poddaj
się,
nie
ma
wyjścia
To
ta
chwila
gdy
karaluch
wychodzi
z
ukrycia
Wysiada,
to
nie
brat
to
zdrajca
Boże
wybacz
mi,
wyszeptał
kiedy
sięgał
po
dziewiątkę
Honorowa
salwa,
na
wylot
Na
wieki
zamykają
się
powieki
Album
50/50
1 Jasność (Intro)
2 Kali Kali - Remix
3 Było minęło
4 Psss jadą
5 E7
6 Mamy czas
7 Potrzeba nieba
8 Remedium
9 Zrozumiałem
10 Jeden buch
11 Gdzie się podziało
12 Może
13 Kimś jestem kto
14 Nie mów mi jak
15 Ta kobieta
16 Lajla Lajla - Remix
17 Jasność - Outro
18 Acapella
19 Sync
20 Ciemność (Intro)
21 Kali Kali
22 Pełnia
23 Skończ pierd***
24 Zły porucznik
25 Karaluch
26 Zdrajca
27 Smak ryzyka
28 Wolne słowa
29 Trucizna
30 Pół na pół
31 To nie takie proste
32 Gaz na ulicach
33 Przyszło-poszło
34 Nie daj sobie wmówić
35 Ten sam bruk
36 Pełnia - Remix
37 N22
38 Ciemność - Outro
Attention! Feel free to leave feedback.