Lyrics Hot Spot feat. Zero / Deys - Zero , Kobik , Deys
Mam
słabość
do
ubrań,
gotówy
i
kobiet
Choć
mam
nowe
buty,
znów
kupiłbym
sobie
nowe
Poczekaj
moment,
nim
coś
powiesz,
bo
Straciłem
wiele
w
życiu,
wiele
też
nie
dostałem
darmo
Ukłon
w
stronę
rodziców
Wiem
że
wychować
mnie
nie
było
łatwo
Gubię
zapał
do
pisania
tekstów
Gubię
go
do
wszystkiego
powoli
I
chociaż
dla
kogoś
to
tylko
stek
bzdur
Muzyka
się
sama
obroni
Bo
to
pojebany
zestaw,
jak
słuchasz
mnie
i
Deysa
Nie
musisz
siedzieć
tu
za
karę,
jak
na
rekolekcjach
Robimy
echo
serca
Ci,
a
nie
słyszę
nic,
choć
możesz
Krzyczeć
dziś,
czuję
się
jakbym
gdzie
indziej
był
To
nie
Silent
Hill,
wiesz
że
mamy
akcji
kino
tu
Skuna
kilogramy,
kartony,
jak
tato
syropu
Moje
akta
na
psach
federalnych
zaśmiecają
stół
Moja
matka
w
tych
przypadkach
To
nie
miała
do
mnie
słów
Znów
łapię
się
na
tym
Że
nie
tylko
sobie
mogłem
zrobić
krzywdę
I
wolałbym
o
tym
nie
myśleć,
to
przykre
Sam
już
nie
wiem,
co
jest
lepsze
i
co
bardziej
jara
mnie
Czy
mam
czekać
tu
na
szczęście,
czy
naprędce
łapać
je
Chociaż
cena
się
nie
zmienia
- stawiasz
wszystko,
albo
nie
Wciąż
nie
wiem,
co
lepsze
Sam
już
nie
wiem,
co
jest
lepsze
i
co
bardziej
jara
mnie
Czy
mam
czekać
tu
na
szczęście,
czy
naprędce
łapać
je
Chociaż
cena
się
nie
zmienia
- stawiasz
wszystko,
albo
nie
Wciąż
nie
wiem,
co
lepsze
Siedem
lat
w
Tybecie,
klepie
jedną
mantrę,
jestem
kotem
Chyba
sam
w
to
wierzę
i
nie
mogę
się
nadziwić
sobie
Jedni
to
mówią,
że
wychodzę
dobrze
Inni,
że
wbiłem
tu
na
krzywą
mordę
A
ja
to
pierdolę,
bo
ciągle
się
mnożę
I
nie
siedzę
całymi
dniami
przy
kompie
Jak
Mojżesz
pod
Horeb
możesz
tu
podejść
pokornie
Posypiesz
głowę
popiołem,
bo
jesteś
pyłem
i
prochem
Ja
idę
z
losem
na
noże
i
się
założę
o
co
chcesz
Że
Ty
tak
kurwa
nie
możesz,
bo
ciśniesz
ślinę
z
Pawłowem
To
ja
Cię
wciskam
w
podłogę
Choć
sam
jak
Rockwell
na
księżycu
Z
każdym
krokiem
lżejszy
synku,
pieprze
lepkie
ręce,
ryjku
Jeszcze
nigdy
Bóg
z
maszyny
nie
docenił
moich
przygód
Już
nie
wiem
na
co
liczę,
jakbym
liczył
kwit
z
napiwków
Grasz
va
banque
to
na
bank
by
chcieli
popatrzeć
Jak
płaczesz
za
hajsem
i
straconym
czasem
A
sami
za
siebie
by
nie
dali
złamanej
blachy,
tacy
gracze
Czaisz?
Za
swoje
se
wchodzę
w
ogień
jak
gambit
I
chyba
już
wolę
ciągłe
straty
Niż
tą
monotonię,
co
się
czai
za
plecami,
man
Sam
już
nie
wiem,
co
jest
lepsze
i
co
bardziej
jara
mnie
Czy
mam
czekać
tu
na
szczęście,
czy
naprędce
łapać
je
Chociaż
cena
się
nie
zmienia
- stawiasz
wszystko,
albo
nie
Wciąż
nie
wiem,
co
lepsze
Sam
już
nie
wiem,
co
jest
lepsze
i
co
bardziej
jara
mnie
Czy
mam
czekać
tu
na
szczęście,
czy
naprędce
łapać
je
Chociaż
cena
się
nie
zmienia
- stawiasz
wszystko,
albo
nie
Wciąż
nie
wiem,
co
lepsze
Perspektywy
ludzi
są
w
ciemności,
jak
Agnieszka
Holland
Ja
już
zarobiłem
tyle,
chyba
nagram
na
Bitcoinach,
man
Zmęczyłem
się
w
tym
roku
- trzy
płyty,
recenzje
błyszczą
Brak
czasu
na
brak
siły,
to
myślą,
że
wdycham
kryształ
Zmieniłbym
otoczenie,
ludzi,
to
miasto,
ten
proces
Przydałby
mi
się
jakiś
mentor,
ojciec,
Bóg,
cokolwiek
To
inne
czasy,
nie
spotkasz
YaHoWha
w
restauracji
Rodzina
źródła
odleciała,
jak
ich
Yod
ze
skarpy
Miałem
kilku
idoli,
miałem
nauczycieli
Znudzili
mnie
po
chwili
wszyscy,
a
mieli
mnie
zmienić
Historie
nie
opowiedziane,
draniu
- czaj
się
na
nie
Szyje
rozprutych,
nie
Dratewka,
tylko
podrzynam
je
Gorące
punkty
- ciepło,
zimno,
zimno,
ciepło,
zimno
Przy
takim
harcie
ducha
szok
termiczny,
to
nie
widmo
Chcą
potrząsnąć
moją
rękę,
wiedzą
ile
skrywam
Ale
to
kurwa
nie
Hot
Spot
i
jednoręki
bandyta,
chwytasz?
Attention! Feel free to leave feedback.