Lyrics Lew - Lukasyno
Lew
nie
śni
o
potędze,
lew
polując
nie
ryczy
Instynkt
szepcze
mi:
Myśl
jak
lew
Lew
pośród
hien
w
miejskiej
dziczy
Mężczyzną
czyni
nie
to
jak
cię
widzą
A
to
czy
gdy
trzeba
pokażesz
charakter
Dzielnica
dała
mi
piękne
wspomnienia,
spryt,
ambicje,
street
edukację
Niektórzy
tracą
instynkt,
czytamy
ich
jak
otwartą
kartę
Kto
nie
oddziela
prawdy
od
fikcji
sam
się
odkrywa
wrogom
na
starcie
Między
wierszami
ukryty
sens,
między
blokami
robiony
kwit
Tu
nie
grasz
czysto
wyłapiesz
na
łeb,
tutaj
niewielu
spełni
swe
sny
Nie
raz
na
rękach
przyniosłem
krew,
wiem
nie
odkupię
zadanych
krzywd
Chadzam
samotnie
jak
lew,
ale
co
wieczór
wracam
do
stada
mych
lwic
Dżunga,
miejska
dżungla,
kumpel
wypierdala
kumpla
Znali
się
jeszcze
z
podwórka
przyjaźń
przegrała
z
miłością
funta
Żółta,
druga
żółta,
dla
niego
kończy
się
mundial
Poszły
w
niepamięć
stare
układy
władzę
przejęła
hunta
Wielu
nie
zważa
jak
niszczy
ich
stres
byle
znaleźć
się
na
szczycie
Zdrowia
wolności
nie
kupisz
za
cash,
nie
kupisz
szacunku
na
streecie
Każdy
z
nas
musiał
swą
drogę
przejść,
by
wybrać
sposób
na
życie
Nie
muszę
błyszczeć
by
mieć
co
jeść,
podlewam
ogród
o
świcie
Piszę
w
zeszycie
pod
jednym
z
drzew
historie
ubieram
myśli
Nad
stadem
hien
krąży
już
sęp
Uschnięty
konar
bez
liści,
skażone
źródło
wyrzuca
na
brzeg
Ofiary
chorych
ambicji,
choćby
spragniony
nie
mogę
pić
Chce
czerpać
tylko
z
rzek
czystych
Treść,
umysł
wypełnia
treść,
świadoma
treść
moją
bronią
Pięść,
me
stado
jest
niczym
pięść,
nie
zabiegamy
o
sojusz
Chaos
i
ład,
słonce
i
deszcz
w
naturze
odbicie
harmonii
Ad
meritum
- zbrój
się
w
czasie
pokoju
gdy
chcesz
być
gotowy
do
wojny
Każdy
chce
być
jak
lew
dopóki
tego
co
lew
nie
musi
czynić
Kto
ile
lat
w
grze?
kto
kogo
zje?
kto
jest
bardziej
prawdziwy?
Przekaz
ciężkostrawny
jak
stek,
kiedy
go
strawisz
nabierzesz
siły
Talent
jak
brzemię,
drewniany
miecz,
Hanshirō
Tsugumo
- Harakiri
Życie
plac
boju
codzienny
chleb
więcej
niż
sprawa
honoru
Osiedle
śpi,
przy
blasku
gwiazd
przechadza
się
samotny
ronin
Sens
droga
nie
cel,
przetarty
szlak,
stara
szkoła
pokory
Wejść
między
lwy,
uczynić
swoje
bez
kropli
potu
na
skroni
W
cieniu
księżyca
przebywam
od
słońca,
ziemia
jest
moją
matką
Nie
mogę
tchnąć
życia
w
wyschnięte
pola,
nie
zwrócę
kwitnienia
kwiatom
Ciąg
myśli
wielu
pokoleń,
poza
śmierć
wykracza
oś
czasu
Odnajdę
siłę
w
tym
co
nam
zostało,
wsłuchuję
się
w
melodię
wiatru
Nie
umiem
się
wyzbyć
współczucia
choć
inni
widzą
w
tym
słabość
Mówię
szczerze
gdy
szczerze
słuchasz,
między
nami
minuty
fałszu
Wolę
zadać
cios
niż
karmić
nadzieją,
zwodzić
kłamliwą
radą
Nawijam
co
leży
na
sercu,
pragnieniom
nie
czynię
zadość
Attention! Feel free to leave feedback.