Lyrics Skrzydła - Lukasyno
Kiedyś
znalazłem
pod
blokiem
ptaka
Miał
złamane
skrzydło
i
spętane
nogi
Miotał
się
biedak
w
odmętach
świata
Łza
w
oku
chłopaka
kto
mu
to
zrobił
Wniósł
go
do
domu
i
włożył
w
karton
Mroźna
noc
zimy
luna
w
nowiu
Łopot
i
szelest
nie
dały
mu
zasnąć
Późna
godzina
smog
dusił
miasto
za
oknem
szaro
mgła
szeptem
nocy
Wyszedł
na
balkon
okryty
kocem
Usiadł
i
oparł
się
o
balustradę
Nastała
cisza
przyjaciel
zasnął
Ostatnia
podróż
w
dłoni
zostało
tylko
kilka
okruchów
chleba
usnęli
razem
Kiedyś
przestałem
wierzyć
że
dobro
wraca
Kumpel
mi
mówił
bardziej
opłaca
się
krzywda
na
drugim
Co
wieczór
do
swego
skromnego
gniazda
powracam
On
gdzieś
w
ukryciu
na
drugim
końcu
świata
spłaca
swe
długi
Nim
się
wzniesiemy
jak
ptaki
musimy
nauczyć
się
żyć
jak
ludzie
Łatwiej
jest
ranić
niż
kogoś
unieść
wierzyć
że
ranny
kiedyś
pofrunie
Spoglądam
z
nadzieją
w
górę
na
promienie
słońca
które
dziurawią
chmurę
Tam
raj
dla
mych
sióstr
i
braci
błękitne
niebo
polećmy
kluczem
Nie
mogą
zabrać
mi
marzeń
ni
wymazać
tego
co
w
sercu
żywe
Nie
podetną
mi
skrzydeł
Odwrócą
głowy
gdy
spadasz
tylko
lustro
patrzy
w
oczy
prawdziwie
Nie
podetną
mi
skrzydeł
Nie
mogą
zawrócić
rzeki
zatamować
źródła
które
w
nas
bije
Nie
podetną
mi
skrzydeł
Nie
czas
zawracać
chcę
nadal
latać
by
złapać
wiatr
muszę
wzbić
się
wyżej
Nie
podetną
mi
skrzydeł
Ptaki
wabi
się
ziarnem
ludzi
srebrem
Marne
jest
wszystko
to
czego
sam
unieść
nie
zdołam
Staję
się
tym
czym
się
karmię
nie
chcę
nic
więcej
Czyste
powietrze
otwarta
przestrzeń
przejrzysta
woda
Wszędzie
gdzie
ważą
szmal
tam
szczypta
obłudy
Tutaj
gdy
śnisz
ktoś
szybko
cię
ze
snu
obudzi
Dlaczego
brat
bratu
z
zazdrości
by
oko
wyłupił
Pniesz
się
do
góry
chcą
cię
zawrócić
cieszą
gdy
szlak
po
drodze
gubisz
Nie
będzie
już
nigdy
samotny
kto
choćby
raz
zaprzyjaźnił
się
z
bólem
Czekając
na
wynik
na
onkologii,
przyjażnie
weryfikuje
Optymizm
praktykuje,
harmonia
łagodność
szacunek
Niepewność
ciężko
samotnie
unieść,
zły
czas
z
pamięci
kasuje
Czy
ptak
ze
złamanym
skrzydłem
pozostanie
ptakiem
Przyodziej
wilczą
skórę,
zaczną
się
bać,
podejdą
z
dystansem
Wokół
upadli
aniołowie,
ja,
szukam
schronienia
w
sobie
Fejm
ani
sława,
flesze
ni
brawa,
nie
były
nigdy
tym
czego
pragnąłem
Wokaliza:
Ooooo...
Nie
mogą
zabrać
mi
marzeń
ni
wymazać
tego
co
w
sercu
żywe
Nie
podetną
mi
skrzydeł
Odwrócą
głowy
gdy
spadasz
tylko
lustro
patrzy
w
oczy
prawdziwie
Nie
podetną
mi
skrzydeł
Nie
mogą
zawrócić
rzeki
zatamować
źródła
które
w
nas
bije
Nie
podetną
mi
skrzydeł
Nie
czas
zawracać
chcę
nadal
latać
by
złapać
wiatr
muszę
wzbić
się
wyżej
Nie
podetną
mi
skrzydeł
Attention! Feel free to leave feedback.