Lyrics Hybryda - Sokół
Życie
daje
i
bierze
jak
chce,
to
random
Gwiazdki
tu
miałem
jak
kurwa
Michelin,
bo
warto
Próbować
wariat,
menu
degustacyjne
Każdy
wariant
Jezus
Maria,
imprezy
jak
w
filmie
I
byłem
na
dnie,
a
mistrzem
pływania
nie
jestem,
mówię
uczciwie
I
liczę
do
trzech
i
działam
na
raz,
bo
szczęście
nie
jest
cierpliwe
Każdy
czasami
ma
lipę,
muruj
chałapę,
zarób
tapetę
Narzekasz
ciszej,
chwalić
się
też
Ci
nie
radzę,
ochłoń,
walnij
se
setę
Możesz
się
spinać
w
sztywny
paraliż,
sadzić,
trafić
kota
na
mieście
Nie
jeden
ulic
pogromca
od
zwykłych
szczawi
wyłapał
kopa
w
cegielnie
Jak
mam
koleżków,
co
będą
do
końca
To
mogą
mieć
dychę
w
bicepsie
Jestem
hybrydą
mroku
i
słońca
To
równocześnie
fart
i
nieszczęście
Biznes,
życie,
street,
mówię
wam
Nikt
Ci
kurwa
nie
da
jak
nie
weźmiesz
sobie
sam
Przejdę
do
historii
jako
ten,
kto
zaliczył
Wszystkie
plansze
gry
od
zera,
od
ulicy
Nic
nie
musiałem
dostawać,
wszystko
zabrało
mi
życie,
kleisz?
Była
solidna
zabawa,
trwało
sekundę,
wyszedłem
sobie
z
podziemi
Chuj
mnie
obchodzą
ekipy,
które
nie
mają
szacunku
do
mojej
historii
Wyszedłem
z
ogromnej
lipy,
spałem
na
klatkach,
weź
se
to
kurwa
przypomnij
Nie
powąchałem
tu
hajsu
po
dziadkach,
po
śmierci
ojca,
nawet
zegarka
Nie
trzeba
mi
500+
wsadzać
do
garnka,
wszystko
co
miałem
to
kartka
Wrzuciłem
luz,
teraz
z
rozpędu
nie
zwalniam,
odpalę
silnik
na
maksa
Wydany
hajs
liczę
w
bańkach,
nie
mam
gotówki,
nie
mam
nic
w
bankach
Nie
dygaj
man
tu,
przepis
na
strumień,
co
płynie
jak
petrodolary
W
mózgu
jak
w
banku,
najlepszy
sejf,
on
nigdy
nie
został
złamany
Cały
mój
sekret
to
ja,
moje
zasady,
sposób
jak
tu
wychowany
Gdzie
co
widziałem
i
byłem
widziany,
i
ludzie
co
nie
dali
plamy
Nie
ma
tu
dwóch
takich
samych,
każdy
wybiera,
nie
zwalam
na
innych
nigdy
Robiłem
kretyńskie
rzeczy
pijany
nieraz,
starałem
nie
robić
krzywdy
Byłem
naiwny,
dostałem
wpierdol
od
życia,
tylko
mnie
to
umocniło
Goiłem
blizny,
wstawałem
szybko
z
chodnika,
zawsze
byłem
hybrydą
Biznes,
życie,
street,
mówię
wam
Nikt
Ci
kurwa
nie
da
jak
nie
weźmiesz
sobie
sam
Przejdę
do
historii
jako
ten,
kto
zaliczył
Wszystkie
plansze
gry
od
zera,
od
ulicy
Wyniosłem
z
życia
jak
łamać
bariery
Z
podwórka
wiedzę
jak
się
uchować
Wyniosłem
z
domu
nieliche
maniery
Wyniosłem
się,
by
sam
się
wychować
I
powynosiłbym
pewnie
kamery,
gdyby
mnie
ktoś
kiedykolwiek
pilnował
Mógłbym
urodzić
się
znowu
i
wtedy
wyniósłbym
znowu
to
wszystko
od
nowa
I
telewizor
na
karnych
w
finale,
na
lidze
mistrzów
i
byś
się
nie
ściął
Jak
obstawiłeś
orzełka,
przegrałeś,
mam
monetę
z
podwójną
reszką
Z
resztą,
wam
było
ciężko?
Kurwa,
jak
ciężko?
Przestań
skomleć,
masz
przecież
wszystko
czego
tu
potrzeba
koleżko
żeby
tu
tworzyć
historię
Ciągle
słyszę
ile
ludzie
pierdolą
na
mój
temat
plotek
Szanuję
ślinę,
nie
będę
tu
robić
afery
o
koper
Zwykłe
życie,
tu
stajesz
w
konkursie
na
składanie
ofert
Ja
mam
cynę,
od
pani
co
wcześniej
zajrzała
do
kopert
Dam
się
odegrać,
rzuć
jakąś
liczbę
(eee,
siedem),
osiem,
wygrałem
Masz
to
na
farta,
zaceruj
krzywdę,
załataj
biedę,
może
da
radę
Jestem
hybrydą
artysty
i
marginesu,
ulic
i
arystokracji
Wszędzie
spokojnie,
bez
stresu,
wyślę
ci
mordo
pocztówkę
z
wakacji
Biznes,
życie,
street,
mówię
wam
Nikt
Ci
kurwa
nie
da
jak
nie
weźmiesz
sobie
sam
Przejdę
do
historii
jako
ten,
kto
zaliczył
Wszystkie
plansze
gry
od
zera,
od
ulicy
1 Hybryda
2 Lepiej jak jest lepiej
3 Pluszowy
4 Pomyłka
5 Sprytny Eskimos
6 I tak i nie
7 Za ręce
8 Nie da na da
9 Napad na bankiet
10 Z Tobą
11 Skażony
12 MC Hasselblad
13 Koniec gatunku
14 Chcemy być wyżej
Attention! Feel free to leave feedback.