Lyrics Nietykalni (X-lecie) - South Blunt System
Miała
19
lat
a
kawałek
od
domu
rzekę
I
uwielbiała
spacerować
tam
gdy
była
jesień
I
nigdy
nie
wiesz
kiedy,
los
nie
był
dla
niej
lekki
Nie
mogła
tego
znieść
gdy
każdy
śmiał
się
i
ją
gnębił
Za
jakie
grzechy?
Pytam
się,
gdzie
jest
człowieczeństwo?
I
dlaczego
człowiek
człowiekowi
rodzi
tutaj
piekło
Zielone
światło,
centrum
miasta,
jakieś
skrzyżowanie
Przejście
dla
pieszych,
dlaczego
ona?
Jakim
prawem?
Znalazła
się
w
powietrzu,
jechał
frajer
autem
Dlaczego
przez
głupotę
innych
ktoś
przeżywa
traumę?
Doznała
przemian,
lecz
najważniejsze
w
niej
zostało
To
serce,
dobre
wnętrze,
nie
do
zdobycia
zmianą
Dlaczego
szczęście
chodzi
różnymi
drogami?
Wyciągajmy
wnioski,
doceniajmy
to
co
mamy
Ona
nigdy
już
nie
stanie
na
nogi,
tak
Cię
to
bawi?
Na
zawsze
połączona
z
ziemią
czterema
kołami
Nietykalni
Nietykalni
Nawet
najgorszy
sen,
nie
jest
w
stanie
ich
przestraszyć
I
najlepszy
gest
nie
jest
w
stanie
ich
ocalić
Obracają
się
w
proch
żeby
znowu
z
prochu
powstać
To
jeden
moment,
jedna
chwila,
to
jak
wyrocznia
I
nic
gorszego
nie
może
ich
już
spotkać
I
nie
zmienią
już
tego,
taki
hardkor
los
im
rozdał
I
siedzą
między
Bogiem
a
prawdą
jak
w
poczekalni
Ich
nadzieja
nie
umiera,
oni
są
nietykalni
Właśnie
zaczął
podstawówkę,
marzył
by
być
z
pierwszej
ligi
Temat
patologii
w
domu
nie
schodził
nigdy
z
tablicy
To
był
ciepły
wieczór,
chciał
biegać
za
piłką
z
ziomkami
I
nie
wychodził,
bo
miał
problemy
z
rodzicami
Te
wieczorne
melanże
w
domu
z
tanimi
winami
Niedopałki,
pety
powbijane
w
ściany
I
wybuchł
pożar,
uciekli
było
to
nad
ranem
I
zapomnieli,
że
w
pokoju
spał
samotnie
siedmioletni
Franek
Jego
pokój
można
by
pomylić
z
piekłem
Jego
twarz
rozżarzona,
cała
gorąca
jak
węgiel
I
cudem
ocalał,
lecz
w
głowie
ogień
wciąż
się
pali
I
powątpiewam
czy
to
ludzie
co
się
Z
niego
śmiali
w
szkole,
że
nie
ma
twarzy
Dlaczego
szczęście
chodzi
różnymi
drogami?
Już
nic
nie
jest
jak
dawniej,
trafił
do
domu
dziecka
I
jedyne
czego
mu
los
nie
zabrał,
nie
mógł
zabrać
serca
Nawet
najgorszy
sen,
nie
jest
w
stanie
ich
przestraszyć
I
najlepszy
gest
nie
jest
w
stanie
ich
ocalić
Obracają
się
w
proch
żeby
z
znowu
z
prochu
powstać
To
jeden
moment,
jedna
chwila,
to
jak
wyrocznia
I
nic
gorszego
nie
może
ich
już
spotkać
I
nie
zmienią
już
tego,
taki
hardkor
los
im
rozdał
I
siedzą
między
Bogiem
a
prawdą
jak
w
poczekalni
Ich
nadzieja
nie
umiera,
oni
są
nietykalni
Nie
chodzą
do
tych
samych
kin,
Nie
śmieją
się
z
tych
samych
scen
Mają
na
jawie
chory
film,
scenariusz
który
mrozi
krew
Mają
na
jawie
chory
film,
płaczą
na
widok
tamtych
miejsc
Nikt
nie
słucha
ich
historii,
nikt
nie
widzi
ich
łez
Nawet
najgorszy
sen,
nie
jest
w
stanie
ich
przestraszyć
I
najlepszy
gest
nie
jest
w
stanie
ich
ocalić
Obracają
się
w
proch
żeby
znowu
z
prochu
powstać
To
jeden
moment,
jedna
chwila,
to
jak
wyrocznia
I
nic
gorszego
nie
może
ich
już
spotkać
I
nie
zmienią
już
tego,
taki
hardkor
los
im
rozdał
I
siedzą
między
Bogiem
a
prawdą
jak
w
poczekalni
Ich
nadzieja
nie
umiera,
oni
są
nietykalni
Nietykalni
Nietykalni
Nietykalni
Nietykalni
Attention! Feel free to leave feedback.