Lyrics Druga feat. Sylwia Dynek - VNM feat. Sylwia Dynek
Dla
Ciebie
zawsze
byłam
druga,
wiem
Ty
dla
mnie
mogłeś
być
tym
pierwszym
Mówiłeś
mi,
że
nam
się
uda
chcieć
Że
razem
będziemy
bezpieczni
Tyle
razy
chciałam
ufać
Tobie
Ciągle
udowadniasz,
że
myliłam
się
Może
w
końcu
sam
mi
powiesz
Że
nigdy
nie
wiedziałeś
czego
chcesz
Ona
nie
wiedziała
Czego
tym
razem
mogłaby
się
po
nim
spodziewać
Wtedy
myślała,
że
to
ten
jeden
i
budują
schody
do
nieba
Bo
kiedy
pierwszy
raz
byli
razem
Wyznali
coś
i
czuła
w
tym
esencję
Niedługo
po
tym
on
wrócił
do
ex,
jej
pozostały
reminiscencje
Więc
dzisiaj,
kiedy
od
roku
razem
są
znowu
nie
wie
czy
zmyśla
Kiedy
mówi,
że
jest
pewien
do
tego
co
zostawi
im
przyszłość
Nie
wie
czy
ufać
mu,
powiedz,
czy
możesz
ją
winić?
Może
zostawić
go,
tak,
jak
kiedyś
on
ją
Nie
dowie
się
tak
czy
mogła
się
mylić
Więc
zachowuje
swoje
myśli
dla
siebie
Z
nim
woli
nie
dzielić
się
w
tym
wszystkim
Zwłaszcza,
że
na
razie
nie
wyrządził
jeszcze
jej
tej
krzywdy
Każda
mocna
wymiana
zdań
zmienia
się
Na
wymianę
zdań,
które
koją
mentalność
Lub
zmianę
pozycji
z
wertykalnej
na
horyzontalną
Ale
mimo
tego
wydawało
się
jej
to
trochę
trywialne
Kiedy
mówił
stale,
że
niebawem
Włoży
jej
na
palec
białe
złoto
z
brylantem
Kwartał
później
odprowadzała
go
wzrokiem
przez
Judasza
Kiedy
zabierał
rzeczy
do
swojej
byłej
pomyślała
"Spierdalaj,
nawet
nie
przepraszaj",
ta
Mówią,
że
jeżeli
kochasz
już
kogoś
to
pozwól
mu
odejść
A
co
jeśli
wróci
i
zniszczy
Ci
duszę
i
głowę
na
nowo?
To
staje
się
zimna,
serce
czarne
jak
zero
Kelvina
Boli
coraz
mniej
Kiedy
coraz
więcej
chwil
z
nim
dzień
w
dzień
zapominasz
Usłyszała
o
zaręczynach
lada
chwila,
nadal
piła
Więc
obojętna
jej
pozostała
mina,
pomyślała
zimna
"Niech
sobie
dyma
tego
manekina
ta
balerina"
A
na
razie
nalej
wina
Miasto
nasze
jest
dziś
i
w
alkoholu
tu
będziemy
razem
pływać
Obojętne
co
w
tym
klubie
grane,
bywa
Biby
nie
skończymy
do
rana
chyba
On
- góra
pretensji
do
siebie
rośnie
przed
nim
jak
Mount
Blanc
Czy
to
zjebał?
O
ta
Z
ex
z
oświadczyny
to
było
faux
pas
Ile
dał
by
cofnąć
zegar,
który
do
przodu
wciąż
gna
Wie,
że
karma
mu
odda
i
dlatego
pije
do
dna
Wybiera
się
dzisiaj
z
kumpelami
na
imprezę
Na
której
gra
typ,
którego
on
jest
fanem
Mówi
"Kurwa
mać,
nie
wierzę"
I
dopada
go
to,
przeświadczenie,
że
to
przeznaczenie
Wybłaga
ją
by
wróciła
nawet
jakby
miał
wejść
na
scenę
To
jest
bez
znaczenia
Na
całym
koncercie
chodził
po
klubie
i
szukał
jej
wzrokiem
Nadaremnie
i
powoli
zaczął
odczuwać
niepokój
I
potrzebnie,
bo
niedługo
po
tym
widział,
jak
wychodzi
z
typem
Który
grał
przed
chwilą,
zerknęła
na
niego
Mógłby
coś
powiedzieć,
tu
brakuje
liter
Zazdrość
i
gniew,
dalej
będzie
mu
fanem
to
wie
Całą
noc
najebany
wydzwaniał
do
niej,
ale
czy
odebrała?
O
nie
Zrobiła
to
popołudniu
i
gdy
każda
sylaba
w
jego
głosie
drżała
Kiedy
krzyczał
na
nią
i
wyzywał
ją
Ona
śmiejąc
się
do
słuchawki
powiedziała
mu
Pozwól
mu
myśleć
co
chce
Pozwól
myśleć
co
chce
Attention! Feel free to leave feedback.