Paroles et traduction Jacek Kaczmarski - Bal kreślarzy

Bal kreślarzy

Patrz płynie kolorowych świateł nad Sekwaną sznur
W dolinie grzmi Paryża nocny śpiew jak świerszczy chór
Jak noże czarne ostrza dachów kroją nieba tło
W nich okno lśni, tam jak i Ty, ktoś spać nie może

Dziś w chambre de bonnie bal kreślarzy
Każdy wytworny jest jak lord
Nikt dnia tu wspomnieć się nie waży
Ni pracy, praca - chamski sport
Odbijaj flaszkę, żądz nie kiełznaj
Na orbitę wszyscy wraz
Bo gdy tak człek od rana pełza
To wieczór spędzić chce wśród gwiazd
I Ty tu jesteś, Ty o rękach
Co tak gotycki mają rys
I piękna jesteś jak jutrzenka
W swoich sukienkach z Marché aux Puces
Chciałbym się zbliżyć ukochana
Do uszka nucić Ci mój śpiew
Cóż kiedy leżysz na dwóch panach
A między nami kran i zlew

Któż umie tak jak Polak mówiąc milczeć, milcząc pić
Tak szumieć, tak o słowo jedno zaraz w mordę bić
Ech biada, te gotyckie ręce znów nie tam gdzie trza
Darujcie mi wybite drzwi łbem żabojada

Dziś w chambre de bonnie draka w sali
Znowu z lokalem będzie źle
Cóż gdy żabojad się napali
To zawsze może nadziać się
Co mi ich franki, ich ostrygi
Wywiozłem z Polski com tam miał
I zawsze mogę bez fatygi
Przygrzmocić temu co bym chciał
Cóż z tego, że wybiegła za nim
Że mu w banioli skleją łeb
Cóż, że dla niego zdejmie stanik
Ja mam swój cios on tylko sklep
Więc wolę zrzec się mych karesów
I z wami moją whisky pić
Na całe życie bez adresu
Ale z imieniem własnym być
Cóż z tego, że wybiegła za nim
Każdy urządzić się jest rad
I bierze on ten towar tani
A mój jest przecież cały świat
Więc jeszcze seta, znakomicie
Padniemy, ale zgódźcie się
Że z tylu różnych dróg przez życie
Każdy ma prawo wybrać źle.

Draftmen's ball

See, a string of colored lights floats above the Seine
In the valley, the night song of Paris rumbles like a chorus of crickets
Like knives, black roof blades cut the sky's backdrop
In them, a window shines, there, just like you, someone can't sleep

Today in the chambre de bonnie, a draftsmen's ball
Each one is as elegant as a lord
No one dares to mention the day here
Nor work - work is a vulgar sport
Pass the bottle, don't bridle your desires
Together into orbit
Because when a man crawls from morning
He wants to spend the evening among the stars
And you are here, you, with hands
That have such a Gothic design
And you are as beautiful as the morning star
In your dresses from the Marché aux Puces
I would like to come closer, my beloved
To hum my song in your ear
But you are lying between two gentlemen
And between us is a tap and a sink

Who knows how to be silent while speaking like a Pole, to drink in silence
To be so noisy, to immediately hit someone in the face for a single word
Oh, woe, those Gothic hands are again not where they should be
Forgive me, frog-eater, for breaking down the door with my head

Today in the chambre de bonnie, a fight in the hall
Again, there will be trouble with the place
What if the frog-eater gets excited
He can always get strung up
What do I care about their francs, their oysters
I brought with me from Poland what I had there
And without any effort
I can always pummel the one I wanted
What does it matter that she ran out after him
That they will mend his head in the hospital
What does it matter that she will take off her bra for him
I have my punch, he only has a shop
So I prefer to give up my cariess
And to drink my whiskey with you
For the rest of my life without an address
But to be with my own name
What does it matter that she ran out after him
Everyone is happy to arrange themselves
And he takes those cheap goods
And mine is after all the whole world
So another shot, excellent
We will fall, but agree
That with all the different paths in life
Everyone has the right to choose badly.