paroles de chanson 156 - Rogal DDL
Ty
idziesz
do
roboty,
ja
piszę
te
wersy
Nic
nas
nie
łączy,
choć
Ciebie
coś
mierzi
Możesz
to
wylać
sobie
w
komenty
I
tak
nie
będę
tym
nigdy
dotknięty
Ciągną
się
za
mną
życiowe
błędy
Zawieszone
wyroki,
dragi,
ruletki
Wąskie
mam
plecy,
więc
zbieram
sprzęty
Z
nimi
się
czuję
tu
bardziej
bezpieczny
Telefony
są
unconnecting,
odkąd
poleciał
rejestr
prepaid
W
robieniu
ludziom
pod
górę,
można
by
mówić,
że
całkiem
w
cipę
Ty,
kiedy
mówisz,
to
palisz,
czy
żalisz
I
co
to
kurwa
tu
wnosi
do
sprawy
Z
domu
Cię
powlekł
dzielnicowy
Gdzie
Ty
widziałeś
te
swoje
obławy?
Więc
co
Ty
wiesz
o
paraliżach?
Co
Ty
wiesz
o
barykadach?
Prawdziwy
Polak
walczy
do
końca
Bagar
podważał,
zastęp
straży
Bania
paruje,
popcorn
bym
prażył
Na
czole,
gdybym
go
miał
ze
sobą
Ale
ten
bit
nie
jest
cukinią,
ding-dong
A
baniak
patelnią
Poleci
to
w
karną,
nie
w
cywilną
Z
tym,
że
zawias
jest
ostro
nagięty
I
oby
papuga
w
zoologicznym
znalazła
przestrzeń
na
manewry
Zakończyć
bez
przerwy,
h
Ajs
tylko
w
plecy,
ale
kurwa
bez
jebanych
klatek
Tutaj
nawet
najlepszy
driver
może
wpierdolić
się
na
wypadek
Ubezpiecz
rodzinę
od
złego
W
imię
ojca
i
syna,
i
ducha
świętego
Wszystko
się
może
tu
złożyć
jak
Lego
Albo
kurwa
rozjebać
jak
pedał
W
mordę
jebany,
bezczelnie
rap
sprzedał
Za
to
więc
tutaj
siejemy
terror
Kurwa,
masz
przejebane,
ta
Podaję
rękę
koleżkom
jak
mogę
Bo
sam
nieraz
tutaj
gubiłem
drogę
A
wiesz
co
jest
w
tym
wszystkim
najlepsze?
Zobaczysz
wtedy
kto
będzie
przy
Tobie
Rap
na
hardkorze,
był
zasadowiec
Zawsze
pierwszy
do
prawilnej
gadki
Zjeżdżam
kurwa
na
sanki
Zgadnij
kto
do
dziś
mi
leży
trzy
paczki
Te
wersy
jak
pnączę,
flow
kwadratowe
Bit
zapętlony
na
repeat
Na
forach
piszą,
że
nie
trafiam
w
bit
No
widzisz,
no
widzisz,
no
widzisz,
a
widzisz
Lecę
sobie
na
pojedynczych,
i
szczerze
pierdolę
Twoją
technikę
Myślę,
że
pierdoli
głupoty,
kiedy
Ci
mówi,
że
się
rozmiar
nie
liczy
Twoje
życie,
Twój
wybór,
tłumacz
sobie
to
tak,
jak
chcesz
Godziny,
nie
minuty,
flow,
ale
co
Ty
kurwa
o
tym
wiesz
Kolejny
sztos
biorę
od
NWS
i
słychać
od
razu,
za
co
płacę
mu
cash
Ty
zmień
producenta,
to
nie
95,
tylko
666
Zmień
dilera,
NWO,
tu
1 równa
się
0,
7
Może
to
jej
urok,
może
to
Maybelline,
może
kurwa
mać
sam
już
nie
wiesz
Get
the
kurwa
London
look,
to
na
bani
wjeżdża
jak
but,
łup
Wymień
sobie
zamki
w
drzwiach,
kiedy
szmatom
rozdałeś
klucz
Nie
pytam
czemu,
nie
pytam
skąd
To
samo
się
skleja,
rap
płynie
we
krwi
Rym
za
rymem,
jak
stroboskop,
zapierdala
od
epilepsji
Jesteś
o
krok,
kiedy
podchodzisz
do
mnie
na
wyciągnięcie
ręki
Z
tym,
że
nie
pierdolniem
selfie,
bo
nie
o
tym
te
wersje
Poza
mym
gronem
rzadko
tankuję,
bo
popelina
tu
może
być
w
chuj
Ty
się
z
kolegą
spoufalasz
z
obcymi,
kiedy
wam
pęknął
litr
na
dwóch
Wszystko
wie
cierpuch,
Ty
jak
borciuch
Tipa
oszczędzisz,
ale
płyniesz
na
dzwonku
No
kurwa
enigma
na
Twoje
Nieszczęście,
kierowca
znajomy
sprzedaje
nam
dowcip
Porzucam
furę
w
centrum,
jutro
odbiorę,
dziś
wracam
numberem
Robiłem
paznokieć
z
Olem,
Majorem,
Kaziorem
i
z
Lublina
bokserem
Trochę
się
spięłem,
bo
był
to
trzeci
dzień
mojej
pierwszej
doby
Szczecin
nigdy
nie
leżał
nad
morzem,
a
była
to
noc
długich
węgorzy
Życie,
życie
jest
nowelą,
której
nigdy
nie
masz
dosyć
Wczoraj
biały,
biały
welon,
jutro
białe,
białe
nosy
Otwieram
oczy,
telefon
mryga,
sprawdzam,
nieodebrane
połączenia
Skarbie,
you
are
so
special,
jednak
przegrywasz
z
trybem
wyciszenia
I
tak
związku
nie
szukam,
tylko
party
hard
and
dirty
dancing
Pany
z
selekcji
robią
zwrot
do
Taksówki,
warszawskie
kluby
są
expensive
2017,
mistrzowie
stylizacji,
kurwa
te
rapy
jak
szkodnik
Czuję
N
O
C
w
powietrzu,
jak
szósty
zmysł,
jak
patoprzewodnik
Brudny
chodnik,
postawią
mi
pomnik,
na
koncie
komornik
blokuje
przelew
To
się
chyba
kurwa
nigdy
nie
skończy,
w
Bankach
już
nawet
nie
pytam
o
debet
Vixa
forever,
HardkorKrokodajl,
Mortal
Kombat,
Brutality
Fatality,
wersy
jak
nity,
polecą
szyby,
będziesz
pobity
Cipy,
cipy,
cipy,
tu
nie
ma
dziewic,
odpalam
Tinder
Mentos
the
freshmaker,
tej
zimnej
nocy
znajdę
ciepłą
pizdę
Jak
zawsze
ambitnie,
Warsaw,
miasto
skrajności,
jebanych
kontrastów
W
niebezpieczeństwie,
w
labiryncie,
Lej
na
drugą
nogę,
w
jebanym
potrzasku
W
nałogu,
w
treningu,
Wszystko
jest
zmienne,
który
to
raz
już
się
podnosisz?
Nic
Ci
tu
nie
da
krem
pod
oczy,
z
daleka
widzę
Twe
ptasie
oczy
Mówię
Ci
mordo,
kurwa
źle
skończysz,
umoczysz,
się
tym
pogrążysz
Hasło
jest
błędne,
Twój
ziomek
na
skręcie,
zrywam
to
łącze
Attention! N'hésitez pas à laisser des commentaires.