Lyrics Ballada o Szlachetnym Czorcie - Łona i Webber
Ty,
mam
taki
pomysł,
wiesz?
Skoro
już
tu
jestem
Weź
puść
ten
bit
taki
chujowy
taki
Ten
z
taką
gitarą
Coś
mi
trzeszczy
w
słuchawkach
Jest,
ten
wokal
jakby
mógł
być
trochę
ciszej
w
stosunku
do
bitu
O
zajebiście,
joł
joł,
no
faktycznie
jest
Ej
czy
może
być
piękniej?
Październikowa
noc
pełna
blasku
Ja
spacerkiem
do
domu
wracam
po
alei
Piastów
Złota
jesień!
Sprawdzam
czy
na
taxi
frut
gdzieś
mam
Złoty
dziesięć
- więc
te
spacer
słuszny
jest
ze
wszech
miar
Helmut
został
w
domu,
bo
ostatnio
biadał
na
sprzęgło
Zresztą,
nie
wypada
jeździć
pod
wpływem
będąc
Więc
idę
coraz
szybciej
żebym
tu
nie
wymarzł
Aż
dochodzę
do
placu
Sprzymierzonych
(kiedyś
Lenina)
I
tu
do
radości
powód
wspaniały
jak
tęcza
Nocny
autobus
mknie
po
rondzie
i
skręca
Więc
ja
niewiele
myśląc
i
jeszcze
mniej
mogąc
Natychmiast
rzucam
się
za
nim
w
beznadziejną
pogoń
Rzecz
w
tym,
że
są
szanse,
że
go
dostane
Lecz
gdy
dobiegam
doń,
on
już
opuszcza
przystanek
Więc
zrezygnowany,
z
myślą
o
dalszym
spacerze
się
oswajam
I
tu
zaczynają
się
jaja!
Bo
z
piskiem
opon
wywołującym
ból
zębów
Zatrzymuje
się
przede
mną
oto
lśniące
BMW
Zza
przyciemnionej
szyby
łysy
czort
spogląda
złowrogo
Myślę:
Boże,
czyżbym
długi
miał
u
kogoś?
Komu
jestem
krewien?
Tracę
nerwy
w
domysłach
Może
Webber?
eee
Webber
by
go
raczej
nie
przysłał
Więc
może
ktoś
wreszcie
poczuł
się
dotknięty
Wnioskiem
wysnutym
zręcznie
z
którejś
mojej
puenty?
Może
to
już
czas,
że
znaleźli
mnie
ci
którym
nie
sprzyjam?
Może
to
bojówkarz
Radia
Maryja?
A
skądinąd
wiem,
że
oni
nie
bez
wzajemności
mnie
nie
lubią
Lecz
on
rozwiał
moje
wątpliwości
mówiąc
Sam
tak
kiedyś
biegałem,
bezskutecznie
na
ogół
Wskakuj,
dogonimy
ten
autobus
Attention! Feel free to leave feedback.