Lyrics Każdy Grzesznik Po Mnie - Filipek
Życie
jest
jak
papieros
bez
filtra,
zaciągasz
się
chwilę
i
krztusisz
przez
wieki
Masz
happy
endy
na
tanich
filmach
byś
mógł
o
nich
myśleć
przez
ciężkie
powieki
Dowód
w
portfelu
skutecznie
odcina
cię
od
ideałów,
wiary
w
intencje
Ludzi
dla
których
afrodyzjakiem
jest
lingwistyka
i
słowo:
'więcej'
Przybyło
mi
trochę
kilo
od
licka,
jakoś
zdałem
szkołę,
zaniedbałem
bicka
Rozkręciłem
freestyle,
Fifi
(tak
się
w
to
gra)
Na
starych
zdjęciach
się
głupio
uśmiecham
Tam
jeszcze
nie
wiem
co
kurwa
mnie
czeka
Gdy
pogubię
farbki
którymi
się
zmienia
tła
Moje
uczucia
to
dzisiaj
newsletter,
rozsyłam
do
wszystkich
i
sam
wiem
najlepiej
Że
z
moim
szczęściem
wszystko
co
ważne
wpieprzę
w
spam
Na
dagerotypie
wizji
rodziny,
którą
w
przyszłości
mam
stworzyć
po
chwili
Zastanowienia
widzę,
że
chyba
stoję
sam
Mówiąć
do
którejś
kotek
się
śmieje,
płytkie
to
jak
plotek,
pudelek
I
czerwony
dywan
nie
dla
mnie
jest
tutaj
Tam
nie
wpuszczają
w
ubłoconych
butach
Pozwalam
ci
deptać
po
moich
emocjach
I
robię
to
wszystko
w
zamian
za
propsa
Więc
jestem
dziwką
z
jakiejś
dziwnej
grupy
Bo
nie
chcę
pieniędzy
a
słowa
otuchy
I
tylko
mnie
nie
strasz
piekłem
po
śmierci
Smażeniem
się
w
kotle
i
diabłem
co
twierdzi
Że
każdy
grzesznik
po
mnie
tutaj
skończy
jak
ja
Bo
wkurwia
mnie
mocno
to
wasze
gadanie
O
tym
co
się
stanie
i
co
mi
pisane
Że
nie
znam
godziny,
sekundy
i
kurwa
dnia
Bo
człowiek
jest
sam
przy
swoich
problemach
A
ten
wasz
altruizm
to
kurwa
jest
ściema
Tak
samo
figurka
przed
którą
padają
Ludzie
bez
charyzmy
żebrząc
o
wygraną
Z
życiem
na
szczycie
nie
byłem
Powoli
ocieram
się
bo
uwierzyłem
Że
można
tam
wejść
bez
żadnych
modlitw
Padania
na
twarz
ideologii
Swoją
pogardę
wypluwam
na
chodnik
Na
który
się
w
weekend
stoczy
pół
kraju
Zmęczonych
życiem
do
tego
stopnia
Że
ciężko
im
wejść
do
dobrego
tramwaju
Łapię
się
na
tym
że
oprócz
taksówki
którą
wróciłem
wszystko
się
zgadza
Te
same
problemy
ta
sama
niepewność
którą
zagłuszam
nagrywając
bragga
Zmieniam
kobiety
i
zmieniam
mieszkania
Nie
lubię
obietnic
i
przywiązania
A
spinki
do
włosów
leżące
za
łóżkiem
przypominają
o
cudzołóstwie
Choć
gardzę
kurwami,
bluzgam
coraz
częściej
Jak
Mahatma
Gandhi,
mam
problem
z
mięsem
Agresja
trwa
chwilę
i
tylko
mnie
wzmacnia
By
urwać
się
w
parę
sekund
jak
Snapchat
I
nic
tak
nie
męczy
jak
poważni
ludzie
Ich
emblematy
na
garniturze
Sen
o
karierze
każe
zwiększać
tempo
By
skończyć
w
przyszłości
jak
Jordan
Belfort
A
ja
raczej
z
tych
których
duma
zżera
Gdy
mówię
przepraszam,
żądam
suflera
Jestem
jak
ćpun,
rusz
wyobraźnie
Zbyt
często
wszystko
biorę
na
poważnie
I
nie
mam
już
kiedy
pisać
tych
zwrotek
Na
wzburzone
morze
wypływam
po
flotę
Gdy
wracam
z
powrotem
kolory
giną
Wszystko
w
czarnych
barwach
jak
Al
Pacino
Na
brudnych
zasadach
jak
Morgan
Freeman
W
Skazanych
na
Shawshank
jeszcze
się
trzymam
I
pytam
sam
siebie
czy
to
jeszcze
artyzm
Gdy
piszesz
bo
nie
wiesz
ile
jesteś
warty
I
tylko
mnie
nie
strasz
piekłem
po
śmierci
Smażeniem
się
w
kotle
i
diabłem
co
twierdzi
Że
każdy
grzesznik
po
mnie
tutaj
skończy
jak
ja
Bo
wkurwia
mnie
mocno
to
wasze
gadanie
O
tym
co
się
stanie
i
co
mi
pisane
Że
nie
znam
godziny,
sekundy
i
kurwa
dnia
Bo
człowiek
jest
sam
przy
swoich
problemach
A
ten
wasz
altruizm
to
kurwa
jest
ściema
Tak
samo
figurka
przed
którą
padają
Ludzie
bez
charyzmy
żebrząc
o
wygraną
Z
życiem
na
szczycie
nie
byłem
Powoli
ocieram
się
bo
uwierzyłem
Że
można
tam
wejść
bez
żadnych
modlitw
Padania
na
twarz
ideologii
Attention! Feel free to leave feedback.