Lyrics Butterfly - Słoń
Kobietę
zobaczył
jadący
do
szkoły
młody
chłopak
Z
bezpiecznej
odległości
kilka
razy
ją
zawołał
Był
późny
listopad,
6 rano,
środek
pola
A
ona
po
prostu
stoi
tam
całkowicie
goła
Wioska
przy
granicy,
gdzieś
za
Zieloną
Górą
Gdzie
byś
nie
był
o
tej
porze
roku,
wszędzie
jest
ponuro
Młodziak
nie
myśląc
długo
zadzwonił
pod
112
Mówiąc,
że
staruszka
w
polu
wygląda
strasznie
Zebrali
się
gapie,
kiedy
podjechał
patrol
Takie
cuda
w
okolicy
raczej
zdarzają
się
rzadko
"Jest
wariatką!"
- rzucił
szczyl
z
pryszczatą
gębą
"Ciotka
ma
alzheimera,
robi
takie
rzeczy
często"
Młodszy
policjant
przełknął
ślinę,
czuł
niepokój
Mimo
zimy,
po
plecach
spłynęła
mu
kropla
potu
"Co
tu
robi
Pani
w
polu?"
- zapytał
starszy
rangą
Próbując
ukryć
fakt,
że
też
przeleciał
strach
go
Stała
po
prostu
patrząc,
oczy
pokryte
bielmem
Wyraz
twarzy
jakby
nie
wiem
ile
musiała
przecierpieć
Chuda
niczym
więzień
z
hitlerowskich
obozów
Białe
lico
kontrastują
usta
sine
od
mrozu
Garść
siwych
włosów,
skóra
cienka
jak
werbel
Policjant
chciał
położyć
jej
na
ramieniu
rękę
Na
co
odpowiedziała
przeraźliwie
zdartym
jękiem
I
zasłaniając
się
ze
strachu
opróżniła
pęcherz
Ekipa
w
karetce
też
nie
miała
lekko
Uspokajający
zastrzyk
w
końcu
uśpił
ją
jak
dziecko
"Ona
chyba
przeszła
piekło"
- powiedział
ratownik
Jej
zmęczone
ciało
było
obrazem
katorgi
Jak
pomnik
leżała,
tak
nieruchoma,
blada
Dyżurujący
lekarz
od
razu
zaczął
ją
badać
I
zamarł,
bo
jej
wygląd
i
wycieńczenie
ciała
Maskowały,
że
ma
3 dekady,
dramat
Lewa
ręka
złamana,
źle
zrośnięta
kość
I
te
oczy
całe
we
mgle
jakby
pokrywał
je
wosk
Najwyraźniej
ktoś
kobiecie
sprawił
ciężką
chłostę
Perforacja
jelit,
poranione
drogi
rodne
Bezbronna
jak
niemowlę,
śpi
na
łóżku
pod
ścianą
Policjanci
próbowali
ustalić
jej
tożsamość
Na
próżno
jej
szukano,
w
bazie
zaginionych
osób
Bo
pomimo
wielu
starań,
nie
było
żadnego
tropu
Lekarz
zdał
protokół,
z
dokładnych
oględzin
Zauważył
mały
znak
na
nadgarstku
prawej
ręki
Jakieś
kropki,
kreski,
jakaś
szrama
albo
symbol
Coś
na
wzór
plemiennych
skaryfikacji
robionych
igłą
Przyglądał
się
bliznom,
rósł
mroźny
lęk
w
nim
Nigdy
w
swej
karierze
nie
miał
podobnej
pacjentki
Wyrwano
jej
trzy
zęby,
a
na
karku
miała
znamię
Wielkości
pięciozłotówki
keloidową
ranę
Leży
na
oddziale
ponad
dwa
i
pół
tygodnia
Karmiona
dożylnie
na
wyciszających
środkach
Nie
powiedziała
słowa,
nie
było
z
nią
kontaktu
Czasem
tylko
jęki
nasilały
się
do
wrzasków
W
takim
wypadku
trzeba
przewieźć
ją
gdzie
indziej
Kobieta
wymagała
obserwacji
psychiatrycznej
Z
nieznanym
nazwiskiem,
tak
zwany
pacjent
"NN"
Trauma
jest
też
raną,
ale
sięga
znacznie
głębiej
Ponure
miejsce,
psychiatryczny
szpital
Lata
80.
w
powietrzu
czuć
do
dzisiaj
Na
szybach
warstwa
brudu,
na
ścianach
lamperia
Mówią,
że
sam
NFZ
o
tym
miejscu
nie
pamięta
Zamknięta
społeczność,
trzymetrowa
brama
Odizolowani
ludzie
od
zewnętrznego
świata
W
oknach
krata,
na
niebie
zimna
twarz
księżyca
W
środku
depresja,
urojenia
i
nerwica
Jechała
przez
szpital,
wciąż
blada
jak
duch
Obraz
beznadziei,
ślina
kapała
jej
z
ust
Na
dwóch
łóżkach
obok
niej
dwa
podobne
przypadki
Zapomniane
dusze
w
stanie
głębokiej
apatii
Po
kilku
dniach
trafił
do
niej
młody
wikary
Wszyscy
go
tutaj
lubili,
był
pogodny,
roześmiany
Ale
kiedy
wszedł
do
sali,
spoważniał
i
zamilkł
Bo
kobieta
była
żywym
zaprzeczeniem
wiary
Widział
ludzi
starych,
był
nieraz
świadkiem
śmierci
Choroby,
zaniedbania,
znał
widok
skrajnej
nędzy
Ale
wierz
mi,
jej
oblicze
zaparło
mu
dech
w
piersi
Miał
wrażenie,
że
dziewczyna
każdym
gramem
ciała
cierpi
"Pacjenci
plotkują,
że
trzeba
ją
mieć
na
oku"
Mówi
zza
księdza
starsza
pani
w
szlafroku
Stała
w
rogu
pokoju,
schizofreniczka
Maria
Podstarzała
opuszczona
przez
najbliższych
malarka
Przyszła
gwiazdka,
święta
są
tu
raczej
przykre
Tylko
Pani
Maria
odwiedziła
ją
w
wigilie
"Jesteś
motylkiem"
- gada,
głaszcząc
ją
po
buzi
"To
nieprawda
co
mówią
o
tobie,
że
nie
masz
duszy"
Czas
się
dłużył,
minął
mroźny
styczeń
Jarzeniówki
świecą
jak
przykryte
śniegiem
znicze
Raz
po
raz
wikary
przyszedł,
robiąc
obchód
po
salach
Przyglądał
się
dziewczynie,
myśląc,
że
świat
oszalał
Pracownicy
szpitala,
też
mówili
mu
nie
raz
Że
w
jej
obecności
czują
nieopisany
strach
Ta
zniszczona
twarz,
przerzedzone
siwe
włosy
I
te
jęki
przeszywające
jak
żądło
osy
Którejś
nocy
w
lutym,
kobieta
dostała
spazmów
Wiła
się
niczym
wąż
chcący
się
ukryć
w
piasku
W
jej
kaszlu
pojawił
się
gęsty
czerwony
kolor
Trzeba
wziąć
ją
do
wojewódzkiego
szpitala
na
OIOM
Obok
niej
pielęgniarz,
drugi
siedział
za
kółkiem
W
tej
starej
karetce
sam
czułbyś
się
jak
w
trumnie
Pędzili
z
ratunkiem,
ale
co
się
stało,
szczerze,
nie
wiem
Ktoś
znalazł
R'kę
rozbitą
na
drzewie
Wypadków
jest
wiele,
ale
w
tym
wypadku
Znaków
zapytania
więcej
jest
niż
solidnych
faktów
Wewnątrz
ambulansu
siedział
tylko
nieboszczyk
Przebity
grubą
gałęzią
trup
kierowcy
W
nocy
było
ślisko,
ale
nie
w
tym
problem
Policyjny
technik
znalazł
feler
związany
z
prądem
Coś
prawdopodobnie
zawiesiło
elektryczny
układ
Lecz
przy
takiej
kraksie
trudno
jest
dojść
do
źródła
Około
2 dób
trwało
przeszukanie
lasu
Sanitariusz
i
kobieta
przepadli
bez
śladu
Na
miejscu
wypadku
też
nie
było
żadnych
tropów
Zupełnie
jakby
się
oboje
rozpłynęli
w
mroku
Ksiądz,
robiąc
obchód,
spojrzał
na
jej
puste
łóżko
Na
zawsze
zapamięta
te
oczy
ziejące
pustką
Tej
nocy
nie
mógł
usnąć,
bo
widział
jak
malarka
Śpiewając
rysuje
blizny
dziewczyny
na
kartkach
1 Mutylator
2 Odpad
3 Teatr anatomiczny
4 Legion
5 Butterfly
6 Butterfly (Prequel)
7 Sicario
8 Luna
9 Suko
10 Clinton
11 Smog
12 Ballada o lekkim zabarwieniu gastronomicznym
13 Jłtk
14 Ugly Kid Słoń
15 Zombie Hunter 2000
Attention! Feel free to leave feedback.