Lyrics KABRIOLETY - Taco Hemingway
Lubię
Kabriolety,
drogi
wóz
ale
leję
diesel
tani
do
bety
Robię
wrum
wrum,
krzyczy
moja
pani
"O
rety!"
Tequila,
sexo,
marijuana,
same
tanie
podniety
(Ooh!)
Ale
w
lato
w
bani
żadne
konkrety
Trudno
już,
taki
mam
fetysz
Trudno,
taki
apetyt
When
I
was
seventeen
opalałem,
gramy,
saszety
Dzisiaj
rzadko,
lecz
vibe
ciągle
taki
jak
wtedy
Otwórz
portmonetę,
sprawdź
czy
masz
hajsy
na
kiepy
2,
3,
8,
oh,
no
nie
starczy,
niestety
(O-oh!)
Moi
ludzie
są
jak
Glany
Martensy
Twoi
ludzie
są
jak
Nike
na
rzepy
Widzę
ich
kiedy
chadzam
na
warszawskie
balety
Kiedyś
uwięziony
w
chacie
przez
szatańskie
wersety
Muszę
rano
wstać,
bracie
bo
mam
grafik
napięty
Ale
tego
się
nie
dowiesz
z
żadnej
taniej
gazety,
(U-uu!)
nie
Jadę
dalej
i
zmieniam
bieg
Jadę
dalej
Mieszam
w
kubku
wódę
pół
na
pół
z
gazowaną
Napój,
który
będę
leczył
czarną
kawą
rano
Igi
dzwoni,
paparazzi
znów
nas
złapał
- słabo
My
z
ekipą,
Bogu
dzięki
japy
zamazano
Ostatnio
nas
gonią
kawalkadą
Idę
w
dresie,
chcą
mnie
złapać
z
jakąś
Balenciagą
Piszą,
robią
zoomy
i
się
przyglądają
wadom
Nie
napiszą
o
tym,
że
z
kolegą
wyprzedałem
stadion
Za
oknem
lipcowe
autobusy
159
robi
tu
przez
miasto
cruisin′
Myślę
o
tym
kiedy
nim
jeździłem
do
liceum
A
na
kacu
jest
to
myśl,
która
bardzo
wzruszy,
uh
Lubię
gdy
się
lód
bardzo
kruszy
Lubię
ludzi,
lubię
głośnych,
nienawidzę
głuszy
Lubię
konkret,
nie
lubię
wróżyć
Chcę
mieć
na
swojej
drodze
progres,
nie
lubię
kluczyć
Każdy
kto
ma
wiedzieć,
wie
dobrze,
nie
muszę
mówić
Jeśli
nie
jesteś
moim
ziomkiem,
nie
muszę
lubić
Muszę
kupić
nieruchomości,
nie
wódę
kupić
Już
nie
rozbijam
się
po
ośce
jak
doktor
Lubicz
To
nie
jest
męskie
granie
chłopcze,
nie
korpo
music
Nie
mini
vany,
tylko
oldschool
Volvo
cruisin'
Jak
tego
słuchasz
teraz
w
aucie,
jedź
wolno,
kuzyn
Rest
in
peace,
młody
Leh,
wieczny
pokój
duszy
Jadę
dalej
i
zmieniam
bieg
Jadę
dalej
Znów
chyba
zrobię
trzecią
zwrotkę,
a
potem
czwartą,
wiesz
Lubię
wieczory
co
kończą
się
konsternacją,
wiesz
Gdy
dają
mandat
i
lubię
gdy
portfel
kradną,
więc
Smutno
mi,
że
nie
dostałem
już
w
mordę
dawno
(dawno,
dawno...)
Lubię
gdy
się
w
klubie
tłuczą
butle
Gdy
alkoholicy
sobie
bzdury
mówią
smutne
Lubię,
lubię,
gdy
się
różne
mury
burzą
ludzkie
Nad
Warszawą
grubo-chude
chmury
wróżą
burdę
Tottenham
nie
wygrał,
leję
sobie
dużą
wódkę
Biorę
Bunia,
biorę
łyka
dawaj
drugą
rundkę
Ale
bez
smutku
to
istnienie
byłoby
dużo
pustsze
Widziałem
w
życiu
wiele,
ale
nigdy
kurwy
w
lustrze
(Nie,
nie)
Wstaje
w
pół
do
szóstej,
budzi
Gucci
Mane
Czuję
się
jak
Bruce
Wayne,
lecz
nie
budzę
jej
Rock
you,
rock
you
like
a
hurricane
Dzisiaj
studio
day
Czekaj,
czekaj
na
mnie
z
rumem,
będę
późno
babe
Jadę
dalej
i
zmieniam
bieg
Jadę
dalej
(Ciii)
Robi
Fifi
postęp,
biję
rekord
jakby
rekord
wisiał
mi
pieniądze
Po
cichu
znajdę
drogę,
nie
pytam
i
nie
błądzę
Jak
się
ogolę,
media
płaczą
za
mym
lichym
wąsem
(Uh)
Za
drinem
woda,
a
dopiero
potem
drin
Jestem
Bonaparte,
ona
moja
Josephine
Moja
rakieta
spoza
twojej
ligi
Z
moją
rakietą
pykam
sobie
w
Rocket
League
Piję
wino
w
Saint-Gilles,
mów
mi
Saint-Philippe
Leci
Mobb
Deep,
czytam
Moby
Dick
Leci
A$AP
Rocky
z
Moby′m,
tworzę
sobie
nowy
hit
Twierdzą,
że
ulica
ziomy,
ale
to
sezamkowy
street,
оh
Jadę
dalej
i
zmieniam
bieg
Jadę
dalej
W
garażu
chcę
cabrio,
nie
maluch
Biegam
za
tym
sam
jak
palec
Robię
cardio
jak
Paluch
Nikim
nie
gardzę,
trzymam
gardę
Zdzieram
gardło
dla
fanów
Biorę
tu
bardzo
drogą
szklankę
Sprawdzam
saldo
nazajutrz
Mam
trochę
drogich
mebli,
parę
nowych
obrazów
Ale
wokół
te
same
twarze,
te
same
ziomy
od
lat
tu
W
szkole
stawiałem
na
przyjaźnie
Tyle
ci
powiem
od
razu
Bo
miałem
w
poważaniu
liczbę
atomową
potasu
W
kraju,
w
którym
ludzie
nienawidzą
swoich
rodaków
"Pomoc
dla
niepełnosprawnych,
kurwa,
z
moich
podatków?
Nie
ma
szans!"
Ciągle
martwię
się
o
młodych
Polaków
Jedyny
pomysł
to
się
zabić
lub
spierdolić
na
zachód
Chociaż
w
sumie
nie,
bo
się
bardzo
boisz
arabów
Boisz
pedałów,
boisz
wrogów
oraz
swoich
sąsiadów
Na
szyi
szubienice
obok
coraz
droższych
krawatów
Jedyny
sposób
to
się
napić,
zdrowie
moich
kamratów
Na
zdrowie
Za
sklepy
monopolowe,
za
puste
butle
I
pełne
sale
porodowe
Na
zdrowie
Za
wybory
samorządowe
Za
stare
obietnice,
przebierane
w
nowomowę
Na
zdrowie
Za
czasopisma
kolorowe,
za
tani
browar
Za
zdrapki
i
gry
losowe
Za
psychotropy
i
narzeczone
kryzysowe
Tanie
motele,
gumki
i
papiery
rozwodowe
Na
zdrowie
Za
tanie
wódki
owocowe
Za
łatwowiernych
szefów
i
zwolnienia
chorobowe
Na
zdrowie
Za
rosnące
dziury
ozonowe
Darmowy
parking
i
samochody
osobowe
Na
zdrowie
Za
kwiaty
ze
stacji
benzynowej
Na
walentynki,
rocznice
i
święto
kobiet
Na
zdrowie
Kończę
i
rzucam
pocztówkę
w
obieg
Z
pozdrowieniami,
twój
Fifi,
pospolity
człowiek
Na
zdrowie
Attention! Feel free to leave feedback.